Adam Danburry
Adam wychowywał się w jednej z najbardziej prestiżowych
dzielnic Londynu w otoczeniu bankierów, polityków i innych przedstawicieli
równie szanowanych zawodów. Jego rodzice byli prawnikami. Dziadkowie również. Z
obu stron. Nic dziwnego, że Adam zamiast czytać Robinsona Crusoe, nie rozstawał
się z kodeksem karnym. Do szesnastego roku życia idealnie wpisywał się w pieczołowicie przygotowany
przez rodziców schemat. Potem jednak poznał Janett, która żyła zupełnie inaczej
niż on. Kilka lat starsza, wyraźnie mu imponowała. Długo musiał się starać, by
udowodnić, że grzeczny chłopiec z prawniczej rodziny wcale nie jest taki
krystaliczny. To z nią zapalił pierwszego papierosa, potem pierwszego skręta,
to z nią po raz pierwszy upił się do nieprzytomności. To ona pokazała mu jak
wspaniale działa biały proszek, wciągany przez nos. Była jego pierwszą i póki
co jedyną prawdziwą miłością. Czar prysł, gdy Adam dowiedział się, że Janett
była z nim tylko po to, by sponsorował jej kolejne używki. Nie zobaczyli się
już nigdy więcej, chociaż chłopak jeszcze długo po rozstaniu nie mógł o niej
zapomnieć. Nie miał żalu do Janett, w pewnym sensie ukształtowała go jako
człowieka. Owszem, wciągnęła go w nałóg ale też uświadomiła mu, że nie chciał
żyć tak, jak życzyli sobie jego rodzice. Jakiś czas walczył z uzależnieniem, a
tym samym z rodzicami. Gdy w końcu wyszedł na prostą, wydawało się, że wszystko
wróci do normy. I wtedy Adam wyjaśnił rodzicom, że prawo ma głęboko gdzieś i
będzie studiował filologię angielską. Wszyscy się od niego odwrócili. Chłopak
odebrał to jaki wielki cios. Zdecydował się na wyjazd do Szwecji, gdzie
rozpoczął studia. Nie mógł liczyć na finansową pomoc od rodziny, więc pracował
jako kelner próbując połączyć to nauką. Tylko dzięki nawałowi obowiązków nie
powrócił do luźnego trybu życia, który często go kusił. Po skończeniu studiów
został nauczycielem angielskiego w liceum.
Z młodzieńczych lat pozostało mu zamiłowanie do imprez. Nie
pogardzi dobrym alkoholem, czasami zdarza mu się zapalić papierosa – to
wszystko jednak w rozsądnych ilościach. Narkotyków nie tyka, nigdy. Zbyt wiele
czasu poświęcił, by z tym skończyć. Nie jest zbyt uczuciowy, z żadną kobietą
nigdy nie związał się na poważnie. Mimo oczywistego powodzenia nie gości u
siebie co noc innej przedstawicielki płci pięknej. Chyba wciąż naiwnie czeka na
tę jedyną. Nie lubi swojej pracy. Nauczanie leniwej młodzieży jest dla niego
źródłem ciągłej frustracji. Z cała pewnością nie jest lubianym nauczycielem.
Wobec swoich podopiecznych wręcz zionie wrogością i ironią.
Jest raczej zamknięty w sobie, nieczęsto uzewnętrznia swoje
uczucia. Wciąż cierpi z powodu odrzucenia przez rodzinę ale nie daje tego po
sobie poznać. Bardziej pesymista niż optymista, chociaż nie skrajny. Czasami
zdarza mu się uśmiechnąć. U innych ludzi ceni bycie sobą i poczucie humoru.
Wysoki, niezbyt umięśniony. Krótkie, ciemne włosy. Podłużna
twarz i wyraźnie wystające kości policzkowe. Dość niepospolita uroda. Gdy się
zdenerwuje podobno jego twarz przybiera wyraz psychopatycznego mordercy (cóż,
tak najczęściej wygląda w pracy).
Ciekawostki:
-Chciałby napisać bestseller, który zapewniłby mu pieniądze
do końca życia, tak by nie musiał uczyć.
-W odwiedzanych knajpkach często gra w bilard na pieniądze.
-Mieszka w małym mieszkanku, którego wciąż nie ma czasu i
ochoty porządnie urządzić. Ubrania poniewierają się na wieszakach, natomiast
liczne książki na podłodze, poukładanie w wysokie stosy.
-Uwielbia fantastykę. Bardzo ceni sobie sagę „Wiedźmin”
polskiego autora Andrzeja Sapkowskiego.
-Cierpi na chiroptofobię- lęk przed
nietoperzami.
-Od niedawna właściciel szybkiego, sportowego motocykla, którzy kocha, uwielbia i ubóstwia.
-Od niedawna właściciel szybkiego, sportowego motocykla, którzy kocha, uwielbia i ubóstwia.
-Można spotkać go w: szkole, knajpkach, komunikacji
miejskiej, parku, księgarniach, antykwariatach, supermarkecie.
[Dzień dobry. Z ogłoszeń parafialnych to będzie tak: karta może ulec zmianie lecz w niewielkim stopniu, zdjęcia pochodzą z tumblr.com, wizerunku użyczył Jonathan Meyers.
Wątkom mówię TAK. Nie krępujcie się, zaczynajcie, ja zresztą też będę.
Serdecznie pozdrawiam mój wredny Internet. ]
Serdecznie pozdrawiam mój wredny Internet. ]
[Serdecznie witam :)
OdpowiedzUsuńZ chęcią zacznę wątek, jednak wpierw chce się spytać czy będzie Ci pasował taki, który rozegra się w komunikacji miejskiej?]
Była spóźniona! Już od kilkunastu minut powinna znajdować się w drodze do galerii, która znajdowała się po drugiej stronie miasta, a tymczasem w panice przeszukiwała mieszkanie, aby odnaleźć zagubione klucze. Tak więc potykając się o rudego kociaka i ślizgając na drewnianych panelach panienka Stjerne biegała od pokoju do pokoju, cichuteńko przeklinając pod nosem (co było u niej rzadkością) oraz łapiąc się za obolałe kolano, którym uderzyła w kant stołu.
OdpowiedzUsuń- Aua! Aua! Aua! - skacząc na jednej nodze kobieta dostrzegła klucze leżące między szklanymi fiolkami z farbą, a wazonem ze świeżymi kwiatami, co sprawiło, że wydała z siebie cichy okrzyk radości.
W kolejnej minucie zbiegała już po kamiennych schodach, poprawiając włosy oraz okulary przeciwsłoneczne, które pospiesznie nasunęła na czubek swojego zadartego noska. I właśnie wtedy, kiedy znalazła się na niewielkim placyku przed starą kamienicą zamarła i nerwowo zagryzła wargi uświadamiając sobie, iż czeka ją nieplanowana przejażdżka metrem, w którym znalazła się po 20 minutach pospiesznego marszu. A więc lekko zdyszana, z obolałym i zaczerwienionym kolanem, roztrzepanymi włosami oraz okularami zsuwającymi się nieuchronnie ku końcowi nosa, Hope wsiadła do metra - niepewna, drżąca, nienaturalnie spięta i przerażona; kurczowo ściskająca metalowy drążek.
Drżała, a jej przerażone, obsydianowe oczy wodziły po obcych twarzach dostrzegając samotną matkę, która od kilku minut krzyczała na małego chłopca, którego biała bluzka nosiła ślady czekoladowych lodów; starszego mężczyznę, który uparcie czytał pogiętą gazetę, bezustannie wygładzając jej rogi orz strzepując ją sprawnym ruchem; nastolatkę, kołyszącą się w rytm muzyki; aż wreszcie jej spojrzenie zatrzymało się na obcym mężczyźnie, który stał tuż obok (panienka Stjerne czuła intensywny - ale przyjemny - zapach jego perfum). Był on blisko, zbyt blisko tak jak i większość osób, które przypadkowo popychały ją ramionami lub wbijały łokcie pomiędzy wystające żebra. Pragnęła uciec, jednak nie była w stanie wykonać choćby kroku i właśnie dlatego przylgnęła kurczowo do rurki.
OdpowiedzUsuń- Nie. Tak. - wymamrotała swoim cichym, drżącym głosem, jednocześnie starając się skupić całą swoją uwagę na osobie nieznajomego, a dokładnie na jego wargach. Jednocześnie zaczęła głęboko oddychać, aby uspokoić własne serce, które tłukło się w klatce piersiowej, niczym jakieś małe zwierzątko.
Dopiero po chwili panienka Stjerne odważyła się podnieść na niego swoje zlęknione, duże oczy oraz nieznacznie przylgnąć do ramienia mężczyzny, który wydawał jej się jedyną życzliwą osobą w okolicy kilku kilometrów (a w szczególności w miejscu, w którym obecnie się znajdowała). I mimo, iż starała się powstrzymać drżenie ciała to niestety nie potrafiła tego wykonać, tak jak i poluźnić uścisk swoich smukłych palców na metalowym drążku. Dzięki temu w pewien sposób czuła, iż nic jej nie grozi; że tłum jej nie porwie oraz nie stratuje, chociaż była już poobijana w wielu miejscach.
OdpowiedzUsuń- Chce stąd wyjść. - wyszeptała boleśnie zagryzając wnętrze policzka i odgarniając z twarzy niesforne kosmyki oraz po raz pierwszy zsuwając z nosa okulary przeciwsłoneczne, za którymi skrywała swój strach.
[A więc może jakiś pomysł na wątek z moją Emmą?]
OdpowiedzUsuń[Ależ oczywiście.Bardzo podoba mi się ten pomysł. Potem najwyżej mogą się gdzieś spotkać tylko na jaki temat?
OdpowiedzUsuńSkoro twoja postać to nauczyciel mogli by prowadzić rozmowę o dzisiejszej młodzieży i szkole a także o programie nauczania co ty na to?Oczywiście zacznę]
Był poniedziałek.Początek tygodnia.
OdpowiedzUsuńWielu ludzi właśnie, bardzo nienawidziło poniedziałków szczególnie chyba młodzież, uczęszczająca do szkół.
Emma, lubiła poniedziałki bo, lubiła swoją prace.
Była w niej podziwiana i wielu ludzi ją słuchało, choć pewnie nie wszyscy wiedzieli kim tak na prawdę jest.
Wstała wcześnie rano.
Nie nie do pracy.
Praca zaczynała się dopiero o 10:00 ,a kończyła o 18:00.
Tak na prawdę jej audycja zaczynała się o 15 ,ale musiała być wcześniej.Lubiła swoją pracę ,a jej szef zaproponował jej żeby pomagała.
Jej pomoc polegała na noszeniu kawy i pomaganiu w obsłudze ,a potem zaczynała się jej audycja.
Zawsze miała wszystko starannie przygotowane na swój czas antenowy.
Tematy i piosenki.
Najbardziej w "swoim czasie" jak to mówili jej współpracownicy, lubiła rozmowy ze słuchaczami.
Wracając do tematu, wstała wcześniej by pobiegać, zawsze tak robiła, nie ważne czy padało czy nie.
Potem wróciła umyła się, ubrała. zrobiła śniadanie i pojechała do pracy.
Dobiła 15 ,a jej audycje czas zacząć.
Odetchnęła po czym zaczęła pogodnie mówić.
-Jest 15 ,a więc witam was ja. Yuppie w Skvaller!-mówiła swym wesołym i przyjemnym dla ucha głosem - Zapewne zastanawiacie się o czym będzie dzisiejsza audycja.-ciągnęła- A, więc będziemy dzisiaj omawiać temat szkoły.Niby banalny i nudny ,a jednak.Każdy z nas musiał kiedyś chodzić do szkoły.I chyba nikt jej nie lubił.
Przyjrzymy się dzisiaj szkołom na całym świecie ,a także dawnej i dziś.Poza tym mamy dla was konkurs i niezwykłego gościa ,ale o tym później.A, więc piszcie i dzwońcie co sądzicie na temat szkoły nauczycieli wasze wpomnienia, zabawne wpadki itp.Wiecie co robić-odparła i odsunęła się na fotelu - A, teraz na początek Green Vanilli i ich najnowszy przebój BlackxBlack-odparła i wyłączyła muzykę.
Prze ułamek sekundy miała silną ochotę odepchnął pomocą dłoń nieznajomego mężczyzny i zwinąć się w ciasny kłębek - jednak dopiero po chwili uświadomiła sobie, iż ten stara jej się po prostu pomoc, kierując jej kruche ciałko w kierunku wyjścia, wolności. Tak więc posłusznie ruszyła przed siebie, lekko powłócząc nogami jakby jej stopy były stworzone z kamienia oraz spuszczając głowę, aby jej blada twarzyczka została zasłonięta przez brązowe, rozczochrane kosmyki. Zdawało jej się, że spojrzenia obcych ludzi palą jej skórę, a otaczające ją nieme rozmowy kłębią się w umyśle powodując, że ta nie potrafiła ich zrozumieć.
OdpowiedzUsuńDopiero chłodny powiew wiatru na skórze oraz oślepiające promienie słońca sprawiły, że ta spazmatycznie nabrała do ust powietrza oraz nieśmiało uniosła głowę ku górze, aby nieśmiało zerknąć na swojego "wybawiciela".
- Dziękuję. - wymamrotała, drżącym głosem, siadając na krawędzi ławki i czując jak zalewa ją fala wstydu i złości na samą siebie (przecież miała być silna!). - Ja...ja przepraszam za kłopot. - dodała, starając się zapanować nad dźwiękiem oraz po raz pierwszy spojrzała bezpośrednio w oczy mężczyzny.
Jeździłam po moim studiu na fotelu na kółkach zawsze tak robiłam było to bardzo pokrzepiające zajęcie.
OdpowiedzUsuńGdy usłyszałam że wchodzę na antenę szybko zerwałam się z krzesła i pobiegłam do pulpitu.
-Witajcie tu znów ja Yuppie mamy wiele od was maili i wiele telefonów...Spokojnie zaraz wszystko przeczytamy-odparła przysuwając sobie krzesło
-AnG piszę
Strasznie nie lubię szkoły.
To jak obóz koncentracyjny zawsze nas do czegoś zmuszają.
I to niewiarygodne że marne cyferki decydują o moim życiu.Nauczyciele uprzykżają nam życie czasami mam wrażenie że oni robią to specjalnie...-Skończyłam czytać i zrobiłam krótką przerwę na oddech - Cóż nawet niezłe porównanie ale nie powiem że trafne. Dobrze to może teraz rozmowa telefoniczna?Dobra łączę.-odparła wciskając odpowiedni guzik
-Halo? Tu Yuppie jesteś na antenie podziel się z nami swymi myślami -odpowiedziała radośnie
Po jego słowach uśmiechnęła się sama do siebie
-No cóż drogi Adamie....Masz racje bo nikt w tym trudnym wieku nie myśli że nauczyciele też mogą coś czuć traktują ich raczej jak roboty niż ludzi.Męczą a potem co?Humor nauczyciele decyduje o wszystkim.I wiem że moja prośba nic nie podziała ale spróbuje
Po pierwsze starajcie się być choć trochę mili dla nauczycieli
Po drugie Drogi Adamie czemu nie wymyślisz jakiś ciekawych zajęć dla swych podobiecznych?Na pewno są też tacy którzy nie są kompletnymi idiotami...Choć pewnie większość jest-odparła radośnie i zachichotała
Kiedy mężczyzna wspomniał o nietoperzach karminowe wargi panienki Stjerne wygięły się w łagodny półuśmiech, a ona sama wyprostowała swoje przygarbione, wątłe ramiona, jednocześnie starając się w jakikolwiek sposób doprowadzić swoje włosy do porządku - i to właśnie te wszystkie czynności świadczyły o tym, iż kobieta odzyskała spokój i mimo ogromnego spóźnienia zamierza pojawić się w galerii.
OdpowiedzUsuńJakże wielkie było jej zdziwienie, kiedy mężczyzna podniósł się z ławki i zatrzymał taksówkę (jej zawsze zajmowała to dłużej niż 15 minut, gdyż nikt zdawał się nie zwracać uwagi na chuderlawą dziewczynę, machającą dłońmi).
- A Pan? - zapytała, ściszając głos do szeptu i podnosząc na niego swoje ciemne oczy. Prawda była taka, że obecność mężczyzny w jakiś sposób ją krępowała oraz onieśmielała, jednak mimo wszystko Hope pragnęła aby ten jechał z nią, ponieważ w jakiś sposób stał się dla niej zapewnieniem bezpieczeństwa.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJej duże, obsydianowe oczy nieśmiało wodziły po wyrazistych rysach twarzy nieznajomego mężczyzny, jakby ta pragnęła je zapamiętać: wystające kości policzkowe, wyraźny zarys szczęki i pełne wargi, na których Hope skupiła się bardziej niż zwykle, delikatnie marszcząc przy tym brwi. I już miała odpowiedzieć na zadane pytanie, kiedy ten złożył dłonie w błagalnym geście, a na jego twarzy pojawiła się komiczna mina, która sprawiła, że wargi Hope zadrżały, a jej oblicze rozjaśniło się na ułamek sekundy.
OdpowiedzUsuń- Nie. Oczywiście, że tego nie chce. - odparła, jednocześnie obejmując swoje wątłe, nieznacznie przygarbione ramiona, jakby dzięki temu mogła się obronić przed jakimkolwiek niebezpieczeństwem. - Dlatego będę musiała poprosić, aby Pan ze mną pojechał. - dodała konspiracyjnym półszeptem, a na jej wargach po raz pierwszy pojawił się cień szczerego uśmiechu.
Słuchała go z uwagą i w niektórych momentach chciało jej się śmiać, ale nie z niego, tylko z tego w jaki sposób nazywa swych uczniów.
OdpowiedzUsuń-Hm, no cóż moje czasy szkolne...Nie powiem żeby były to jakieś straszne i krytyczne czasy...Bardziej zabawne.
Lubiłam psocić,ale tak poza tym uczyłam się w miarę dobrze jakoś z nauką nigdy nie miałam problemów-wyznała - Ale niestety panie Adamie nasz czas się kończy zaraz będę musiała się z panem rozłączyć gdyż zaraz będzie bardzo niezwykły gość dla tego proszę mi wybaczyć jeżeli chce pan się spotkać i dokończyć naszą to proszę pisać na maila -zakończyła z uśmiechem
Kiedy taksówka pędziła przed siebie świat zdawał się tracić swoją ostrość, stając się jedną, wielką, niewyraźną szarością, w której panienka Stjerne starała się rozróżnić poszczególne kształty i barwy - prawie przykładając swój blady policzek do chłodnej szyby, na której pojawiała się lekka mgiełka za sprawą ciepłego, przerywanego oddechu. Jednocześnie nieśmiało zerkała w kierunku mężczyzny bojąc się, iż przegapi moment, kiedy ten rozpocznie rozmowę, kuląc się na swoim miejscu, które pomimo swojej miękkości dla niej wydawało się być niewygodne i twarde. I właśnie w chwili, kiedy to zamierzała otworzyć swoje karminowe wargi jej obsydianowe tęczówki zarejestrowały ruch kierowcy, a następnie jej tajemniczy towarzysz postanowił się odezwać.
OdpowiedzUsuń- Adam. - powtórzyła cichutko jak czyniła to zawsze, gdy poznawała kogoś nowego lub spotykała się z nieznanym sobie słowem, starając się go właściwie odtworzyć. Zaś jej twarzyczkę ponownie przyozdobił nieśmiały półuśmiech, a ona sama wyciągnęła swoją drobną dłoń w kierunku mężczyzny. - Ja natomiast jestem Hope. Hope Stjerne. - dodała i na pewno z jej ust wyrwałby się niepewny śmiech, gdyby to tylko mogła usłyszeć zabawny głosik mężczyzny.
Program zakończył się a Emma spokojna wyszła ze studia żegnając się ze wszystkimi była troszeczkę zmęczona.
OdpowiedzUsuńPrzedostała się komunikacją miejską do domu po czym padła na kanapę włączając jakiś bzturowaty serial.
Przygotowała sobie obiado-kolację i włączyła laptopa by sprawdzić maila.
Był tam mail od Adama który dzwonił dzisiaj i miał on chęć na spotkanie się z nią.
Nawet nie wiedziała czemu była tak podekscytowana tym spotkaniem.
Nawet nie wiedziała jak wygląda ale co tam odpisała mu.
"Dobrze Adamie z chęcią się z tobą spotkam. Pasuje ci 15?Rozpoznasz mnie na pewno ale dla pewności będę mieć białą sukienkę w kolorowe kwiaty" skończyła pisać i długo jeszcze siedziała oglądając telewizję po czym zasnęła.
Obudziła się następnego dnia.
Miała wolne.
Wykonywała codzienne czynności jak zawsze i ubrała się tak jak napisała mu w mailu.
Oczywiście musiała wyjść wcześniej by zdążyć na miejsce.
Przybyła jeszcze chyba przed nim, zajęła miejsce z którego była łatwo widoczna więc nie powinien mieć trudności ze znalezieniem jej.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńLekko, prawie niedostrzegalnie uścisnęła dużą, męską dłoń, przy której jej własna wyglądała, niczym dziecięca - mała, ciepła o smukłych palcach i chuderlawych nadgarstkach. A w chwili, kiedy ten powtórzył jej imię oraz wyraźnie je skomplementował, blade policzki panienki Stjerne przyozdobił szkarłatny rumieniec, a ona sama na ułamek sekundy spuściła spojrzenie - onieśmielona, zawstydzona, jak gdyby pochodząca z innego świata - zaś w jej obsydianowych oczach pojawił się błysk rozbawienia, a może nawet i rozbawienia.
OdpowiedzUsuń- Pracuje w galerii sztuki, gdzie mam własną pracownię oraz dodatkowo zajmuje się odnową i dekoracją starych budynków, prywatnych mieszkań, sklepów czy małych sklepików. - odparła z łagodnym uśmiechem, delikatnie marszcząc brwi orz skupiając całą swoją uwagę na osobie mężczyzny. - A Ty? Gdzie powinieneś właśnie być? - zapytała z nutką ciekawości, kładąc swoje dłonie na skórzanym plecaku oraz skubiąc nogawkę swoich krótkich spodenek.
Zamówiła sobie kawę i czekała.
OdpowiedzUsuńNie upłynęło 10 minut a już ktoś do niej podszedł uśmiechnęła się choć nie wiadomo czemu była lekko poddenerwowana.
-O hej!-odparła radośnie-Adam prawda?-spytała po czym zapraszającym gestem wskazała siedzenie na przeciw siebie - Proszę siadaj jestem Emma...Więc nie zwracaj się do mnie Yuppie.-odparła i upiła łyk kawy
Koniec. A więc tak wyglądała ich pierwsza, a zarazem ostatnia wspólna podróż? - kiedy panienka Stjerne uświadomiła sobie, że już nie pędzą przez zalany w słońcu Sztokholm, a stoją bezczynnie w miejscu wyraźne podsłuchiwani przez ciekawskiego taksówkarza, drgnęła i pospiesznie cofnęła swoją drobną dłoń, którą nieświadomie wyciągnęła w kierunku mężczyzny. Jakby zamierzała coś zrobić, dopowiedzieć, uczynić byleby chociaż na chwileczkę przedłużyć ów chwilę (aby znowu nie być samą, bo chociaż wielokrotnie poszukiwała samotności to dziś stała się ona dla niej wręcz bolesna, odczuwalna).
OdpowiedzUsuń- Chwileczkę. - wymamrotała speszona w kierunku kierowcy, który wyraźnie lustrował ją swoim zaciekawionym spojrzeniem, kiedy ta przeszukiwała swój skórzany plecak, wyjmując z niego czarną portmonetkę. - Proszę. - dodała, podając mu odliczoną kwotę oraz nie żądając zwrotu reszty, byleby jak najszybciej umknąć z samochodu i znaleźć się na świeżym powietrzu.
Kiedy poczuła na swojej twarzy chłodny powiew wiatry odetchnęła z ulgą i leciutko uśmiechnęła się w kierunku swojego towarzysza, stając tuż przy nim. Tak na prawdę nie wiedziała jak powinna się zachować, co powiedzieć i może dlatego powoli wyciągnęła w jego kierunku swoją drobną dłoń i poprawiła kołnierzyk jego koszuli.
- A więc tutaj rozchodzą się nasze drogi, Adamie. - rzekł, kołysząc się na swoich stopach.
Na początku dobrze przyjrzała się mężczyźnie był nawet ładny, a słysząc jego komplement zarumieniła się i spróbowała ukryć to pod włosami - Dziękuje -rzuciła i spojrzała mu w oczy.
OdpowiedzUsuńTakże i ona pochyliła się do niego - A ja sądzę że może jednak tak...Może przyda ci się jakaś odmiana?Może uda mi się sprawić byś nie był taki nudny bo jak na razie mnie nie nudzisz-odparła i lekko uśmiechnęła się
-A tak właściwie czyżbyś się denerwował?Kreśliłeś jakieś wzorki po co jeśli mogę wiedzieć?-spytała z pogodnym uśmiechem.
Tak to z nią było ludzie albo ją kochali albo nienawidzili.
Prawie każdego udało jej się "zmuszać" do uśmiechu i też prawię każdego polubiła.
Adam nie wiadomo czemu intrygował mimo wszystko Emmę.
-I coś czuje że ty w cale taki nudny nie jesteś -szepnęła znów pochylając się po czym wyprostowała się i zamówiła ciastko czekoladowe i herbatę.
Parsknęła śmiechem i znów się pochyliła.
OdpowiedzUsuń-Doprawdy?To raczej prędzej ja sprowadzę cię na złą drogę słonko -odparła z zadziornym uśmieszkiem po czym popiła swój napój nadal nie tracąc z nim kontaktu wzrokowego
-To nic złego że się denerwujesz ja też się denerwowałam ze spotkania z tobą...Stresowałam się choć raczej tego po mnie nie widać prawda?-uśmiechnęła się pokazując białe ząbki.
Zaczęła jeść ciasto.
Oczywiście umazała się czekoladowym ciastem na prawym policzku ale to tylko trochę.
Odszedł. Zniknął. Rozpłynął się w powietrzu, jakby nigdy nie istniał, pozostawiając po sobie jakiś dziwny niedosyt oraz przyjemny zapach męskich perfum, który drażnił wyczulone zmysły panienki Stjerne, kiedy ta odprowadzała spojrzeniem taksówkę, dopóki ta nie zniknęła za rogiem. Dopiero wtedy delikatnie drgnęła, a jej porcelanowe policzki oblał uroczy, szkarłatny rumieniec zawstydzenia, kiedy ta uświadomiła sobie, iż brakuje jej towarzystwa "metrowego bohatera". Czy tak miała się skończyć ich przypadkowa znajomość? Czy właśnie ta myśl sprawiała, że nasza kruszyna poczuła w sercu dziwne ukłucie oraz przyspieszyła kroku, aby móc schronić się w zaciszu własnej pracowni?
OdpowiedzUsuńKilka godzin później, kiedy to nad miastem zapadł już mrok Hope opuściła pracownie i nie wiedząc czemu z jakąś głupią nadzieją rozejrzała się dookoła - jakby sądziła, że za rogu wyskoczy znajoma postać mężczyzny, który obdarzy ją swoim ciepłym uśmiechem. Jednak nic takiego nie nadeszło, nawet wtedy gdy mocniej zacisnęła dłonie na kierownicy roweru, prowadząc go powoli przed siebie.
- Naiwna. - wymamrotała, spinając włosy w luźny koczek i wprawiając rower w ruch, aby już po chwili ścigać się z wiatrem oraz z łagodnym uśmiechem, mijając pojedyncze osoby.
"Aha na pewno" pomyślała lecz nie chciała tego mówić.
OdpowiedzUsuńPożerała ciasto jak ciasteczkowy potwór ciastka.
Po chwili ciasto było zjedzone a Emma nim nasycona.
Chusteczką wytarła się z potencjalnej czekolady na twarzy po czym zaskoczona chwyciła jego dłoń.
-Ah naprawdę?-spytała zaciekawiona i z uśmiechem który nie wróżył nic dobrego
-A tak właściwie to ile ty masz lat?Może się okazać że jestem twoją równolatka-dodała
W nocy panienka Stjerne nie potrafiła zasnąć, z determinacją przewracając się z boku na bok i śledząc spojrzeniem wąskie pasmo światła, sączącego się z ulicznej latarni. Obok swojego policzka czuła ciepłe, puszyste ciałko kociaka, który kilka minut temu wskoczył na łóżko, namiętnie liżąc czubek noska swojej właścicielki (jakby pragnął zwrócić jej uwagę, ponieważ myśli kobiety zaprzątało wszystko oprócz rudej, żywej kuleczki, która miaucząc wyrażała swoje niezadowolenie).
OdpowiedzUsuńNie wiedząc czemu nasza kruszyna raz za razem analizowała dzisiejszy dzień - rozpoczynając od szaleńczego, porannego maratonu, a zakończywszy na obrazie odjeżdżającej taksówki.
Kiedy wreszcie naszedł ranek Hope z łagodnym uśmiechem przywitała jedną ze starszych sąsiadek, zbiegając po schodach kamienicy i wsiadając na rower, którym zwykle mknęła uliczkami miasta, zmierzając w stronę galerii. Wiatr rozwiał jej włosy, kiedy ta energicznym krokiem weszła do ogromnego budynku, posyłając całusa woźnemu, w którego ciemnych włosach dostrzegła pierwsze, siwe pasma (podejrzała, iż mężczyzna w sekrecie farbuje włosy jak i swojego potężnego wąsa!). Był on dla niej niczym ojciec, którego nigdy nie miała oraz osoba, którą darzyła niezwykłą sympatią i ufnością.
Kilkanaście godzin później - zmęczona, ale wyraźnie zadowolona - ostrożnie zeszła z ostatniego piętra galerii, gdzie mieściła się jej własna, ogromna pracownia, niosąc w rozłożonych dłoniach dokończony obraz, który przedstawiał pustą, wąską drogę zlaną w świetle poranka oraz otoczoną drzewami ze złocistymi, pomarańczowymi liśćmi. Wszystko było otoczone jesienną melancholią oraz jakąś podniosłą ciszą.
- Co o tym sądzisz? - to właśnie te pytanie zadała nasza kruszyna starszej portierce, wskazując podbródkiem na obraz oraz zdmuchując z twarzy niesforne kosmyki, wymykające się z luźnego koczka. Należy tutaj dodać, że kobieta była ubrana w luźną podkoszulkę, która jedynie uwydatniała jej chuderlawość oraz odpięte ogrodniczki, zaś jej policzki i ramiona nosiły ślady farb. W chwili, gdy otwarły się drzwi wejściowe ta nawet nie drgnęła, patrząc wyczekująco na portierkę z wyraźnie niezadowoloną miną, gdyż ta skupiła swoją uwagę na niespodziewanym gościu, którego właśnie pozdrawiał uprzejmy woźny głębokim: "dzień dobry!".
[wybacz mi to "wypracowanie" :)]
Duże, obsydianowe oczy panienki Stjerne rozszerzyły się w akcie zdumienia, a ona sama poczuła jak jej porcelanowe policzki oblewa zdradziecki, szkarłatny rumieniec. Jednocześnie - nieświadoma tego, co czyni - zasłoniła swoje kruche ciało obrazem, który z wyraźnym trudem trzymała w swoich drobnych dłoniach, które teraz zaczęły delikatnie drżeć (mogło się wydawać, że kobieta zaraz ucieknie, albo skuli się w ciasny kłębek, byleby umknąć przed serdecznym, ciepłym uśmiechem niespodziewanego gościa, który budził w niej sprzeczne uczucia). I chociaż skrycie marzyła o ich kolejnym spotkaniu teraz poczuła się w pewien sposób zagubiona, a może nawet osaczona; chociaż jej serduszku mówiło coś całkowicie innego, radośnie uderzając w klatce piersiowej Hope.
OdpowiedzUsuń- Dzień dobry! - odparła, delikatnie kołysząc się na swoich drobnych stopach, które nerwowo potarła o patyczkowate nóżki w poszukiwaniu choć odrobiny ciepła (należy tutaj wspomnieć, że dziewczyna zbiegła na dół boso, całkowicie zapominając o butach - zbyt dumna z tego, iż zakończyła swoje nowe działo). Jednocześnie, przez ułamek sekundy, odczuła silne pragnienie, aby podbiec do mężczyzny i zarzucić mu swoje wątłe ramionka na krak oraz mocno do niego przylgnąć. Może to właśnie ta myśl sprawiła, że Hope uśmiechnęła się zawstydzona w kierunku Adama i na chwileczkę spuściła wzrok.
- Może...może chciałbyś wejść na górę? - zapytała, chcąc umknąć przed ciekawskim spojrzeniem portierki oraz woźnego, który opuścił swoje stanowisko byleby móc zerknąć na swoją kruszynę.
[Teraz to Ty mnie nie przepraszaj :) i nie gadaj głupot! Przecież wcale źle nie piszesz - wiem, co mówię. I bardzo dziękuję za miłe słowa.]
Słowa. Miliony słów, które tak bardzo pragnęła dziś zrozumieć; uchwycić w swojej drobne, drżące dłonie, które w owej chwili nieśmiało spoczęły na ustach mężczyzny, aby móc przerwać jego słowotok - sprawiło to, że jej kruche, wątłe ciałko znalazło się tuż obok niespodziewanego gościa tak, iż dzieliły ich jedynie nic nieznaczące centymetry (Hope tak bardzo się bała, że i on usłyszy zdradliwe bicie jej serduszka lub dostrzeże cień niepewności, a może nawet i strachu na dnie obsydianowych tęczówek).
OdpowiedzUsuń- Ludzie, których przed chwilą spotkałeś są moją sztokholmską rodziną. Dzięki nim czuje, że jestem potrzebna, wartościowa. - odparła, nieświadomie ściszając głos do przyjemnego, lekko ochrypłego szeptu. Jednocześnie nerwowo pocierała swoją bose stópki o łydki lub zagryzała wnętrze policzka.
- A do kont prowadzi ta droga? - zapytała, powoli zsuwając dłoń tak, iż opuszkami palców musnęła policzek mężczyzny, a następnie zaczęła skubać nimi skrawek cienkiego podkoszulka. - Myślę, że każdy z nas dostrzegłby na jej końcu coś innego, a zarazem wyjątkowego. W pewien sposób szczególnego dla nas samych. - dodała, a jej karminowe wargi po raz kolejny wygiął lekki, łagodny półuśmiech.
[Może wątek? ;)]
OdpowiedzUsuńNiepewnie usiadła na fotelu - lekko, wpierw na samej jego krawędzi, aby już po chwili podciągnąć swoje drobne, bose stópki na miękkie obicie; zaś kolana kurczowo objąć wątłymi ramionami, jakby bała się, że głośniejszy dźwięk czy gwałtowniejszy ruch może sprawić, iż się ukruszy. Nieuchronnie. Boleśnie. Nieodwracalnie.
OdpowiedzUsuńJednocześnie kobieta delikatnie przygarbiła swoje plecy, kuląc się w ciasny kłębek, jakby poszukiwała niedostępnego ciepła i bliskości. Natomiast pojedyncze kosmyki opadły na jej blade, porcelanowe policzki, kiedy ta zagryzła dolną wargę "słysząc" pytanie Adama.
- Chciałabym dostrzec dźwięk. Jego kształt, barwę, strukturę... - odparła, ściszając głos do wstydliwego szeptu, jakby powiedziała coś nieodpowiedniego. - Jednak wiem, że jest to niemożliwe, dlatego na końcu mojej drogi widniałaby pustka lub kilka rozgałęzień, a każde z nich zawierałoby na swoim końcu szczęście. Ogromne pokłady radości, ciepła i śmiechu. - dodała i podniosła na mężczyznę swoje ciemne oczy.
Zaśmiała się - Ale ja mam tylko dwadzieścia dwa to też nie mało-uśmiechnęła się - I tak dużo dzieci mówi mi "Dzień Dobry" nie widzę nic w tym złego -odparła radośnie chwytając go pod ramię. A potem ze zdziwieniem patrząc na nietypową sytuacje z której chciało się śmiać.
OdpowiedzUsuńUczeń pożyczający rower nauczycielowi.
Z trudem opanowała śmiech.
-Och kochany Adamie.-odparła z zawadiackim uśmiechem -Po pierwsze mam nadzieje że nie zechcesz mnie uprowadzić -odparła znacząco i dość śmiesznie poruszając brwiami.
-A po drugie jasne że rama!-odparła wesoło
[Mam nadzieję, że nie obrazisz się za to, co wplączę do tego wątku ;)]
OdpowiedzUsuńSiedziała w szpitalu, czekając na wyniki swojego badania. Podali jej już czynnik, który musiała przyjmować przynajmniej dwa razy w tygodniu i teraz pozostało jej tylko oczekiwanie na denerwującą, białą teczuszkę z wynikami wszystkich obserwacji. Szczerze mówiąc nie rozumiała wielu słów zawartych w kartach, w środku i może właśnie to, popchnęło ją w stronę medycyny. Chęć lepszego zrozumienia swojej przypadłości.
W pewnym momencie ujrzała w rogu pomieszczenia mężczyznę. Młodego, przystojnego mężczyznę, który na dodatek czytał jej książkę. Otworzyła szeroko oczy, wpatrując się w niego z niedowierzaniem. Dopiero po chwili otrząsnęła się z tego lekkiego szoku. Nadal, jednak śledziła uważnie jego ruchy. Kiedy to gałki oczne przesuwały się czytając tekst, a ręka, co jakiś czas, jakby automatycznie, przewracała kolejne strony. Valerie w końcu nie wytrzymała i pokonując swoją nieśmiałość oraz obawy podniosła się z krzesełka, żeby ruszyć w stronę nieznajomego. Usiadła na wolnym miejscu obok niego.
-Hej -zaczęła dosyć niepewnie, obserwując brązowymi oczami twarz chłopaka. -Ciekawa? -spytała wskazując palcem książkę.
[Trochę takie średnie mi to wyszło. Mam nadzieję, że wybaczysz :) Później powinno być lepiej (przynajmniej mam taką nadzieję).]
[ Witam. Ja przychodzę z propozycją wątku, ale nie wiem jakiego :D ]
OdpowiedzUsuńWpatrywała się z rozbawieniem w chłopaka, który dopiero po chwili uświadomił sobie, że ktoś do niego mówi. Wydawało się, jakby wracał ze swojego tajemniczego świata, a w tym przypadku ze świata książki. Na usta dziewczyny wstąpił delikatny uśmieszek, zaś oczy połyskiwały wesoło, co rzadko się zdarzało. Chociaż wyglądał zabawnie, wcale nie uważała, że idiotycznie. Przekrzywiła lekko głowę w bok, słuchając słów chłopaka.
OdpowiedzUsuń-No cóż, nie nazwałabym jej cudotwórczynią, ale musi być dobra, skoro wydali jej książkę -miała dodać, coś jeszcze, kiedy po korytarzu rozniósł się głos jej doktora. Zawołał ją po imieniu, wymachując przy tym białą teczką z dokumentami. Przeprosiła na chwilkę Adama i podeszła do lekarza. Lubiła tego mężczyznę, jednak chyba za bardzo emocjonował się tym, że jest gimnastyczką. Tak też było tym razem.
-Lerie, proszę pokaż mojemu koledze, jaką wspaniałą mam pacjentkę -uśmiechnął się do niej wskazując innego lekarza, stojącego za jego plecami. Dziewczyna przygryzła wargę i spojrzała niepewnie na chłopaka, z którym przed chwilą rozmawiała. W końcu wypuściła z płuc powietrze, po czym wygięła się mocno w tył, prawie dotykając palcami rąk ziemi. Szybko, jednak przerwała całe przedstawienie, zabrała swoją teczkę i jeszcze bardziej onieśmielona niż wcześniej podeszła do bruneta.
-Wybacz, po prostu czasem zachowuje się jakbym była jego córką lub patrząc na wiek, wnuczką, z której może być dumny i popisywać się nią przed znajomymi -wzruszyła ramionami i wydęła zabawnie policzki. -A, co do książki. Podobno ma być osiem tomów -uchyliła rąbka tajemnicy, o której wiedział tylko jej wydawca oraz ona sama.
Śmiała się jeźdząc z nim na tym rowerze.
OdpowiedzUsuń-Może zwiąże włosy co?-spytała z uśmiechem pozwalając by wiatr pieścił jej policzki.
Było jej dość dobrze choć dziwnie się czuła.
-Jasne że tak! jak wsiadłam na ten rower z własnej woli to chyba oznacza że masz moje bezgraniczne zaufanie nie?-spytała roześmiana choć okolica wyglądała dość przerażająco tak jakby pozbawiono ją kolorów.
-A więc to tu przesiadujesz kiedy stajesz się niegrzecznym chłopcem co?-spytała z chęcią podając mu swą dłoń.
Mimo szpetoty kelnera Emma uśmiechnęła się do niego również.
-Hm może to samo co dla tego pana?-zagadnęła
Chciała coś rzec, jednak słowa wydawały się być zbyt puste, bezsensowne, naiwne; natomiast jakikolwiek gest w stosunku do mężczyzny zbyt śmiały jak dla naszej kruszyny, która z uwagą wpatrywała się w twarz swojego towarzysza. W pewnym momencie mogło się zdawać, że zaraz wyciągnie ku niemu swoją drobną dłoń i delikatnie muśnie jego policzek, chcąc tym samym wyrazić własne uczucia względem "usłyszanej" odpowiedzi - normalność była ceniona, poszukiwania w ówczesnym świecie, co Hope wielokrotnie dotkliwie odczuła.
OdpowiedzUsuńKiedy dotarł do niej sens pytania, zadrżała i spuściła główkę, zwijając się w ciasny kłębek jakby poszukiwała choćby imitacji ciepła i bliskości.
- Ponieważ był, jest i będzie on dla mnie nieosiągalny. - wyszeptała, a jej twarzyczka gwałtownie pobledła, a ona sama nerwowo zagryzła dolną wargę. - Dźwięk to tajemnica, której nie sposób poznać, zrozumieć. Dla zwykłego człowieka staje się on z czasem czymś pospolitym. Jednak nie dla mnie, Adam. - tutaj jej karminowe wargi ukształtował łagodny półuśmiech, a ona sama podniosła na mężczyznę swoje duże oczy. - Nie dla osoby, która nie może go usłyszeć, a jedynie wyobrazić.
[Nic się nie stało :) jestem bardzo cierpliwą osobą]
-Ochocho! Już widzę jak ci się oczy błyszczą.To znak że naprawdę musisz lubić to miejsce.-odparła z pogodnym uśmiechem po czym spojrzała na barmana - Taa wiesz moja uroda jest powalająca -odparła i zaśmiała się - Z chęcią muszę ci wyznać że w bilard jestem nie do pobicia grywało się z ojcem i się go ogrywało...I innych też...Forów nigdy mi ani reszcie mojego rodzeństwa nie dawał kazał nam po prostu wygrywać z nim.I to nas motywowało do trenowania.A zwycięstwo było jeszcze bardziej słodsze-odparła i podeszła z Adamem do stołu.
OdpowiedzUsuńCisza - to właśnie ona od zawsze towarzyszyła panience Stjerne, stając się wiernym przyjacielem oraz kochankiem. Jednak w owej chwili stała się wrogiem, ogromną przeciwnością, która zaczęła ją przerażać, wypełniając porcelanowe serce kobiety niepewnością i pustką. Była gotowa uczynić każdy gest - choćby najmniejszy - aby zatrzymać przy sobie mężczyznę, zbyt przytłoczona własną samotnością...
OdpowiedzUsuńW chwili, kiedy poczuła jak jej kruche ciało obejmują obce ramiona, zadrżała oraz boleśnie zagryzła wnętrze prawego policzka. Sparaliżowana. Spięta. Zaskoczona niespodziewanym zwrotem akcji. Co więc poczuła, kiedy dłonie Adama ujęły jej twarz sprawiając, że w obsydianowych tęczówkach pojawił cień strachu, a także wdzięczności, iż ten nie odszedł (przez ułamek sekundy Hope miała ochotę uciec, schować się przed jego spojrzeniem).
- Dziękuję. Jednak gdybym nie była głucha, nigdy być tego nie powiedział. - wyszeptała swoim drżącym głosem nim zdążyła ugryźć się w język, a jej policzki oblał zdradliwy, szkarłatny rumieniec. - Nie powinnam tego mówić. - dodała speszona, spuszczając głowę i nerwowo szarpiąc rąbek szerokiego podkoszulka.
[Meyers *.*]
OdpowiedzUsuń[I mam pomysł na wątek - co ty na to, aby połączyła ich wspólna gra w billard? :D]
Usuń*bilard.
UsuńRozpromieniła się nieco widząc minę chłopaka. Cieszyła się, że nie zaczął rzucać, jakimiś uwagami o popisywaniu się, jak to mieli w zwyczaju robić, niektórzy jej znajomi. Zdziwiła się także, kiedy ją pochwalił. Tak, bo jego słowa można nazwać pochwałą, prawda?
OdpowiedzUsuń-Jestem gimnastyczką, dla mnie nie jest, to czymś specjalnym -powiedziała całkowicie szczerze. Nie było w tym ani grama przechwałki, po prostu stwierdzenie faktu. -Myślę, że jakbyś poćwiczył, to dałbyś radę dotknąć całymi dłońmi ziemi.
No tak, powinna się spodziewać, że zacnie zadawać pytania. Mogła nic nie mówić o tych ośmiu tomach, jednak w pewien sposób odczuwała jakieś pozytywne uczucia do tego chłopaka, mimo, że znali się dopiero od paru minut, a on nawet nie wyjawił swojego imienia.
-Każdy ma swoje tajemnice, mój drogi -powiedziała z psotnym wyrazem oczu. -Moje imię już poznałeś, a jak Ty się nazywasz? -spytała wpatrując się w oczy "bezimiennego".
[W takim razie, czekam z niecierpliwością ;)]
OdpowiedzUsuń-Hm słyszałam że na plaży o 20 będzie impreza wstęp wolny motyw hawajski więc zważywszy na to że mamy jakieś 2 godziny to może moglibyśmy się spotkać na miejscu...Ja muszę się przebrać w strój ty pewnie też...O ile oczywiście chcesz ze mną iść-odparła -Jeśli nie czujesz się na to za "stary". Jak to cały czas mówisz spokojnie nie jesteś stary jesteś przystojnym pociągającym mężczyzną a w dodatku grasz w bilard!-zawołała i uśmiechnęła się promiennie do Adama
OdpowiedzUsuńRoześmiała się głośno, słysząc wołającego z oddali chłopaka. Po prostu komizm tej sytuacji wymusił na niej ten odruch i stwierdziła, że śmianie się jest... miłe. Cóż, dawno tego nie robiła pewnie dlatego, że nigdy nie czuła się specjalnie szczęśliwa. Rodzice ciągle chcieli ją rozbawić na różne sposoby, jednak nie często im się to udawało. A szkoda, ponieważ Lerie miała wyjątkowo przyjemny dla ucha śmiech i często "zarażała" nim inne osoby.
OdpowiedzUsuńWidząc, że chłopak odchodzi w stronę jednego z gabinetów, pomachała mu na pożegnanie i zerknęła do swojej teczki. Po chwili westchnęła; nic nowego, ciągle to samo. Już miała odchodzić, kiedy zauważyła, że Adam zostawił na stoliku swoją książkę. Mogła ją tutaj zostawić, jednak obstawiała, że spotkany wcześniej mężczyzna nie jest stałym bywalcem tego miejsca, w przeciwieństwie do niej. Wzięła do ręki swoją własną powieść i ze zdziwieniem złapała małą karteczkę, która wypadła ze środka. Uśmiechnęła się tryumfalnie i ruszyła w stronę wyjścia ze szpitala.
Z niepewną miną stała przed mieszkaniem, którego adres był widoczny na karteczce. Zerkała, co chwila na nią i na budynek, zastanawiając się, czy nie lepiej byłoby wetknąć książkę w skrzynkę na listy i po prostu uciec. Niczym zwykły tchórz. W końcu, jednak zaryzykowała i nacisnęła dzwonek, żeby po chwili usłyszeć, jak ktoś się przemieszcza w środku.
[Może pomysł na wątek? :)]
OdpowiedzUsuńNie miała pojęcia co robiła w tym klubie, ale pewnie szukała natchnienia. Oparta o jedną ze ścian, trzymając w dłoni szklankę z pepsi i wdychając dym nikotynowy, wydmuchiwany przez innych, przyglądała się grze. Jej głównym obiektem, tych całych obserwacji, był postawny, młody i, ba!, przystojny mężczyzna, na którego spojrzała każda kobieta w tym miejscu, nawet jeśli przelotnie. Luna, owszem, chwilę kontentowała nad jego urodą, ale potem skupiła się na grze. Odkąd pamiętała, bilard był jej dobrą stroną, ojciec uczył jej tej gry od maleńkości, wykładając zasady geometrii i innych bzdetów, które miały pomóc jej w ograniu przeciwnika. Biała bila nie była tak ważnym czynnikiem, jej ruch dłoni, jak ustabilizowanie długiego kija.
OdpowiedzUsuńStojąc pod ścianą, wyobrażała sobie graczy ubranych w eleganckie spodnie, białe koszulce, szelki i kapelusze. Eleganccy, z cygarami w ustach i szklaneczkami whiskey w dłoniach. Przystojni dżentelmeni... W głowie miała już projekty strojów do sztuki, którą wystawiano niedawno. Właśnie tego szukała - natchnienia.
- Następni chętni? - Pytanie mężczyzny wyrwało ją z rozmyślań. Dopiła pepsi, odstawiła szklaneczkę i zawinęła rękawy luźnego swetra, poprawiając obcisłe jeansy. Włosy spięła w wysoki kucyk i odepchnęła się od ściany, chrząkając cicho.
- Ja - odparła całkiem pewnie i uśmiechnęła się pogodnie, odbierając od przegranego kij. Zdołała zaobserwować, że zawsze grali o coś, ale ona oprócz pieniędzy, chciała założyć się jeszcze o coś innego - jako kobieta, chciała mieć też w tym swój, typowo kobiecy zysk.
Jakiś dziwny, przeszywający ból przemknął przez skulone ciało panienki Stjerne, kiedy to kolejne słowa mężczyzny docierały do niej poprzez wyrazisty ruch warg. Nagle wszystko zdawało się stracić swoją barwę, blask oraz odcień, pokrywając się przygnębiającą szarością; zaś nasza kruszyna boleśnie zagryzła wnętrze prawego policzka.
OdpowiedzUsuńPragnęła krzyknąć, jednak z jej ust nie wyrwał się nawet najcichszy dźwięk - zbyt zawstydzona własnym zachowaniem; nieświadoma tego jaki błąd popełniła, nie mogąc usłyszeć własnego, rozgoryczonego głosu.
- Adam. - gwałtowny ruch, lekkie uderzenie w stół, odgłos pędzli upadających na ziemię oraz tupot bosych stóp o drewniane panele, aż wreszcie otwierane drzwi. - Adam! - jej głos był niewiele głośniejszy od nocnego cykania świerszczy, kiedy ta stanęła w drzwiach, niepewna co czynić. Może właśnie dlatego po prostu stała, spoglądając na plecy mężczyzny oraz oczekując od niego jakiejś pomocy.
On jej pomachał więc ona zrobiła to samo po czym oddaliła się do domu.
OdpowiedzUsuńNajpierw nakarmiła swojego kota po czym ogarnęła się i ubrała zielone bikini a do tego spódniczka z trawy i sznur z kawiatów na szyję.
Oczywiście nie będzie paradować w samym bikini w drodze na plaże więc ubrała kwiecistą sukienkę.Włosy zostawiła takie jakie były.
Do plaży miała blisko więc postanowiła się przejść na miejscu ściągnęła sukienkę i jak pozostałe kobiety chodziła w samym stroju kąpielowym i spódniczce z trawy.
Emma odnalazła go bez trudu.
Zakradła się od tyłu do niego i zasłoniła mu oczy po czym zaśmiała się lekko.
-Zgadnij kto to -odparła po czym obróciła się tak że była a raczej stała na przeciw niemu z uśmiechem.
-Och zdejmij tą koszule!-odparła i zaczęła a raczej próbowała zdjąć z niego tę koszulę.
[Dobry. Masz może jakieś pomysły na wątek, powiązania? ;)]
OdpowiedzUsuńZłata
Jego bliskość sprawiała, że nasza kruszyna delikatnie drżała - nieświadomie, histerycznie - wręcz dotkliwie, odbierając choćby najlżejszy dotyk, muśnięcie opuszkami palców, które zdawały się palić alabastrową skórę. Jednocześnie na porcelanowych policzkach pojawił się zdradliwy, szkarłatny rumieniec, a ona sama zaczęła kołysać się na swoim bosych stópkach. Onieśmielona. Zawstydzona. Zażenowana własną śmiałością i odwagą, która kazała jej spojrzeć w oczy mężczyzny.
OdpowiedzUsuń- Przepraszam. - wyszeptała, po pierwszych słowach Adama, nerwowo skubiąc skrawek swojego obszernego, cieniutkiego podkoszulka. Czuła się w pewien sposób osaczona, a jednocześnie zadowolona z ciepła, które mogła mu skraść.
- A czy nie właśnie nimi mieliśmy być, kiedy spotkałeś mnie w metrze? - odparła pytaniem, na pytanie, a na jej karminowych wargach pojawił się łagodny półuśmiech, a ona sama jakby pod wpływem chwilowego impulsu odgarnęła mężczyźnie kosmyki opadające mu na skronie.
[Pomysł bardzo mi się podoba, dlatego zaczynam od razu i wyrażam szczerą nadzieję, że wątek jest znośny.]
OdpowiedzUsuńWłóczenie się po zmroku nigdy nie należało do czynności rozważnych, szczególnie jeśli mówimy o dużym mieście. Włóczenie się po zmroku tym bardziej nie było mądre w momencie, kiedy spaceruje się po dzielnicy zapuszczonej oraz podejrzanej, pełnej niebezpiecznych typów. Nie bała się. Jeszcze nie teraz. Słyszała jedynie odległe dźwięki metropolii dobiegające z dalekiego centrum, na twarzy czuła powiewy delikatnego wietrzyku. Co miało ją przerazić? Dwie pary oczu obserwujące jej postać z okna na najwyższym piętrze starej kamienicy?
Pojawiła się w tym miejscu na prośbę brata. Był bliźniakiem Morozowej, kochała go nawet bardziej od Adriana, który był starszy, szalony i miał więcej pomysłów na zorganizowanie czasu wolnego. Wszak jak się ma dobra zabawa do prawdziwego zrozumienia? Nijak. A nawet Złata potrzebowała osoby szczerej i bezpośredniej, pełnej cierpliwości do jej osoby.
Miał stać na rogu ulicy. Nie pojawił się przez pół godziny. Ona zaś kolejne trzydzieści minut – o ile nie więcej – zmarnowała na błąkanie się po okolicy, byleby tylko go znaleźć. Jego jednak nigdzie nie było, a więc zapewne teraz siedział w domu i wygrzewał tyłek.
Niech no tylko go zobaczy, a zrobi mu awanturę stulecia.
Pomińmy jednak temat przyszłego nieboszczyka zwanego Adrianem. Złata miała o wiele bardziej poważny problem – jak wróci do domu? Nie będzie tu stała i czekała na taksówkę, zaś najbliższy przystanek linii doprowadzającej ją do celu bez przesiadki znajduje się daleko stąd.
Czyżby pozostawał długi marsz? Tylko nie to. Spacerek w szpilkach jeszcze zniesie, acz dziki bieg lub ucieczkę przez dresami wolała pominąć.
Pięknie. Niebiańsko wręcz.
Warto zaznaczyć, że Luncia była całkiem niezła w te klocki, a Adam mógłby przynajmniej udawać, że gra z nią sprawia mu jakąkolwiek trudność, o ile tak naprawdę nie będzie. Nic, nigdy nie było wiadome.
OdpowiedzUsuńStawka. Nad konkretną sumą nie pomyślała, ale zauważyła, że większość panów umawia się na jedną kwotę - pięćdziesiąt koron szwedzkich. Nie było to mało, biorąc pod uwagę fakt, że zarobki Luny były naprawdę nie wielkie.
- Pięćdziesiąt - oparła po chwili namysłu, drapiąc się lekko po zaróżowionym policzku.
- Pięćdziesiąt ore? - parsknął śmiechem jeden z tych, który niedawno przegrał swój mecz. Luna odwróciła się na pięcie w jego stronę i uniosła obie brwi ku górze, bo wcale nie było jej do śmiechu. Jasne, miała dystans do siebie i do świata, ale nie trzeba było jej wyśmiewać, kiedy nie było to konieczne.
- Koron - dodała w końcu, spoglądając znowu na swojego przeciwnika. - A jeśli wygram, odprowadzisz mnie do domu. Nie lubię wracać po ciemku - machnęła dłonią i sięgnęła po trójkąt, w którym na początek powinni ustawić bile. - Pasuje?
Słysząc czyjś krzyk z wnętrza mieszkania, niepewnie przestąpiła próg, zamykając za sobą drzwi. Nie wiedziała, gdzie ma dalej iść, chociaż kłęby czarnego dymu dosyć wyraźnie wskazywały obecną lokalizację Adama. Postanowiła, jednak poczekać w tym miejscu, nie chcąc ładować się bez zaproszenia dalej. Zapewne nawet nie przypuszczał, że to Lerie mogła przed chwilą naciskać na dzwonek.
OdpowiedzUsuńUniosła brew do góry, widząc fartuszek, a na jej ustach momentalnie pojawił się uśmiech. Aż dziwne było to, że przy tym chłopaku, tak często się uśmiechała. A wcale nie znali się zbyt długo!
-Zostawiłeś w szpitalu książkę -powiedziała idąc za nim. -Coś spaliłeś? -spytała patrząc sugestywnie w stronę, z której dochodził niemiły zapach i dym. W ręku dalej trzymała powieść, czekając na odpowiednią chwilę, w której mogłaby ją oddać właścicielowi.
[Trochę krótko, ale już przysypiam. Mam, jednak nadzieję, że taka długość Ci nie przeszkadza :)]
UsuńKsiążki były wielką miłością Effy. Trudno więc dziwić się, że w bibliotece spędzała naprawdę dużo czasu. Potrafiła się tam uspokoić, wyciszyć, obojętnie, jak zła czy zrozpaczona by nie była. Książki odrywały ją od okrutnej rzeczywistości, dawały jej zapomnienie, którego szukała. Prawie, jak narkotyki.
OdpowiedzUsuńTakże i tego dnia udała się do biblioteki, by znaleźć sobie coś odstresowującego, coś, przy czym się uspokoi i zapomni. Coś, co ją wciągnie bez reszty. Weszła więc pomiędzy regały z książkami fantastycznymi. Szybko coś wpadło jej w oko. Niestety, na jednej z ostatnim półek. Zaklęła cicho i podeszła. Wspięła się na palce, próbując ze wszystkich sięgnąć książkę, wyciągnęła się cała. Ale cóż, na próżno.
-Wiesz z chęcią tylko obawiam się że to nie jest plaża dla nudystów-odparła z wyzywającym uśmiechem po czym kiwnęła głową.Adam ładny był i nie mogła się powstrzymać przed dotknięciem jego brzucha.A więc zrobiła to lekko przejechała ręką od szyi do pępka.-Ostrzegam mam mocną głowę prędzej ty znajdziesz się pod stołem niż ja-odparła uśmiechając się
OdpowiedzUsuńDotarli do baru
-A więc co zamawiasz? -spytała
Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi, na której panienka Stjerne potrafiła się zdobyć, będąc raczej osobą zamkniętą w sobie; zagubioną pomiędzy światem ciszy, a rzeczywistością; nadal walczącą z własnymi słabościami; dotkliwie samotną...
OdpowiedzUsuńI może właśnie to sprawiło, że nasza kruszyna uśmiechnęła sie leciuteńko w kierunku mężczyzny ponownie kołysząc się na swoich bosych stópkach, jakby szukała odpowiednich słów. Czasami tak ciężko było wypowiedzieć zapomniane, nieusłyszane dźwięki.
- Czasami jest mi ciężko wierzyć w przeznaczenie, jednak jakaś cząstka mnie jest przekonana, iż te istnieje. - odparła na pierwsze pytanie, zerkając na niego nieśmiało oraz skubiąc skrawek podkoszulka.
- Cóż...maluje, piecze ciasta dla sąsiadek, chodzę na nocne spacery, biegam, jeżdżę na rowerze i staram się... - tutaj Hope zawahała się, jakby nie pewna czy powiedzieć o swoim ostatnim, teraźniejszym zajęciu. - ...i staram się pokonać własne lęki. - dokończyła niemrawo.
Miała ochotę zaśmiać się, słysząc jego wyjaśnienia, jednak zdołała się powstrzymać. Przecież nie byłoby zbyt miło, gdyby skomentowała w ten sposób jego zdolności kulinarne. Tak właściwie, to była zaskoczona tym, że próbuje swoich sił w tej dziedzinie. Mało mężczyzn zajmowało się gotowaniem, a tu proszę! Takie miłe zaskoczenie.
OdpowiedzUsuń-Dobrze, wierzę na słowo, lecz mam nadzieję, że dasz mi kiedyś skosztować jakiegoś specjału szefa kuchni -zerknęła na elektroniczną wersję książki i uśmiechnęła się lekko. Po chwili przyciągnęła do siebie tą napisaną na papierze i otworzyła na pierwszej stronie.
-Tylko nie rób herbaty, proszę -spojrzała na niego swoimi brązowymi oczami. -Radziłabym spojrzeć na pierwszą stronę -wskazała palcem pewne miejsce na kartce i dała brunetowi do przeczytania.
"Dla Adama, jednego z największych i najwspanialszych fanów. Miłego czytania. Vivienne Anesel"
Tak, Lerie nie mogła się oprzeć i napisała dedykację. Po prostu coś ujęło ją w tym chłopaku i nawet nie bała się tego, że wyjawi przed nim swoją prawdziwą tożsamość. Wierzyła także w to, że Adam nie zacznie opowiadać o tym wszystkim wokół.
Patrząc na niego uważnie, spostrzegła, kiedy chłopak domyślił się całej prawdy. Dała jej także o tym znać dłoń trafiająca w czoło. Cóż, ciekawa reakcja na te wszystkie wieści. Uśmiechnęła się leciutko, samymi kącikami ust.
OdpowiedzUsuń-Nie uznałabym Cię za szaleńca -zaprotestowała od razu. -Co najwyżej za jakiegoś nadgorliwca. Mam nadzieję, że nikomu nie powiesz. To taka mała tajemnica, moja i całego wydawnictwa. Dzięki temu nie muszę jeździć na spotkania z fanami -wzruszyła lekko ramionami. Może i chciałaby udać się na takie coś, jednak wiedziała, że nie ma tyle czasu by pogodzić gimnastykę i pełnowymiarowe pisarstwo.
-Jasne -skinęła głową. -Jak chcesz, to mogę pomóc. Może nie jestem specjalnie dobra w gotowaniu, ale lepsze to niż czekanie aż Ty coś zrobisz.
Zarumieniona i wyraźnie zawstydzona zachowaniem mężczyzny cichuteńko zachichotała, kiedy ten po raz drugi pojawił się w drzwiach galerii oraz wręczyła mu niewielki, śnieżnobiały skrawek karteczki, która zawierała na odwrocie jakieś nic nieznaczące esy floresy w wykonaniu naszej kruszyny.
OdpowiedzUsuń- Do zobaczenia! - wystarczył subtelny ruch dłonią, bezgłośny szept orz wyobrażenie dźwięku, który towarzyszył ludziom podczas schodzenia po schodach, aby Hope po raz kolejny została sama. Jednak tym razem miała pewną nadzieję, iż wkrótce otrzyma wiadomość zawierająca jakieś wskazówki wobec ich kolejnego spotkania (i tutaj budziły się w kobiecie wątpliwości: czy powinna iść? zaryzykować i ponieść się tak szybko rozwijającej relacji?).
Kilka godzin później nasza kruszyna głaskała rude, miękkie futerko kociaka, który mruczał niczym młot pneumatyczny, wyginając swoje ciało w idealny łuk oraz tuląc łepek do policzka właścicielki. Natomiast Hope wpatrywała się w migoczący ekran telewizora oraz pruła jedną z koszulek, aby móc ją zmniejszyć i dopasować do swojego wątłego ciałka.
Mimo jego wszelkich starań dostrzegła jego zmieszanie zachichotała i pozwoliła się "ciągnąć" do baru.Adam za bardzo nie wiedział chyba co zamówić więc Emma wzięła to na siebie i zamówiła podejrzanie wyglądające kolorowe drinki.Gdy ten na nią spojrzał uśmiechnęła się i powiedziała że były kolorowe.
OdpowiedzUsuńSama chciała zatańczyć ale tak prosić chłopaka to jednak nie wypada.Lecz już prawie była skora to zrobić i nagle on z tą propozycją wyskakuje jak by czytał jej w myślach.
-O z największą chęcią Adamie-uśmiechnęła się i wyciągnęła go na tłoczny parkiet.
Gdzie byli bardzo ale to bardzo blisko siebie gdyż było tłoczno.
[Mvahahahahhaha kolejny raz ujawniasz swoją tożsamość!Haha!! No to odpisuj Adamie i WŁAŹ NA CZATA bo ci chyba kiedyś za te twoje ninjowe zapędy GŁOWĘ URWĘ i WALNĘ PATELNIĄ no! Pozdrawiam twoja Emka:)]
[A to z kolei ja Emma Adamku :) ^.^ i trochę cię przepraszam za to napastowanie ^.^]
UsuńTańczyli bardzo blisko siebie.
OdpowiedzUsuńEmma może nie była jakąś tam mistrzynią parkietu ale ruszała się w rytm muzyki.
Nagle muzyka się zmieniła.
Wolna.
Emma została przez kogoś popchnięta wprost na Adama ale co tam wolnego też mogą zatańczyć!
Zarzuciła mu ręce na szyję i patrzyła w oczy uśmiechając się wesoło.Ruszali się na boki gdyż inaczej nie mogli tak czy siak panował tłok.
Jej też było bardzo przyjemnie zaprzeczyć nie mogła.
OdpowiedzUsuńTańczyli blisko tak że już bliżej być chyba nie można.
Praktycznie to stali taki był tłok tylko bujali się w prawo i w lewo.
-Wiesz Adamie przyjście tu to nie był w cale taki zły pomysł prawda?-spytała z uśmiechem
Rozejrzała się po pomieszczeniu i skrzywiła lekko czując dym, unoszący się nadal w środku. Większość, jednak zdążyła już wylecieć na dwór, więc powoli można było zacząć normalnie oddychać.
OdpowiedzUsuń-Jakoś sobie radzę -uśmiechnęła się lekko i oparła o jedną z szafek. -Pisaniem zajmuję się w wolnym czasie. Niekiedy robię, to jadąc na jakiś dalszy turniej lub czekając na swój występ. Różnie bywa. Przeważnie, jednak mam przy sobie swój laptop, więc mogę pisać w wolnych chwilach -zaczęła przyglądać się, jak kroi cebulę na desce. Widząc jeden z ruchów chłopaka, przewidziała, że zapewne się skaleczy i nie myliła się. Nie zdążyła nawet zareagować, a jego palec zaczął krwawić. Szybko podeszła do swojej torby, którą zostawiła gdzieś na podłodze i wyjęła z niej bandaż. Podeszła do Adama i szybko owiązała nim ranę. -Mogłabym Ci jeszcze dać tabletki wspomagające krzepliwość, ale myślę, że poradzisz sobie równie dobrze bez tego -powiedziała uśmiechając się do niego ciepło. Nie puściła jego dłoni, tylko zastygła w miejscu wpatrując się w błyszczące oczy bruneta.
Oczywiście była spóźniona - i to nie dlatego, że jej rudawy kociak postanowił zabarykadować drzwi swoim puszystym ciałkiem czy jedna z sąsiadek wymusiła na naszej kruszynie degustację świeżo upieczonego tortu - wina leżała po stronie skrawka szkła oraz dętki od roweru, która sprawiła, że od kilku minut Hope pchała rower opustoszałymi, szarymi alejkami. Jej czekoladowe włosy powiewały na wietrze, kiedy ta z zaciętą miną pokonywała kolejne przeszkody w postaci kamieni oraz dołków.
OdpowiedzUsuńOkoło 5 minut po ustalonej godzinie jej drobna postać pojawiła się kilka metrów od mężczyzny, a ta wyciągnęła dłoń, aby zwrócić na siebie jego uwagę (prawda była taka, że kobieta, aż do ostatniej chwili nie była w pełni przekonana do ów spotkania).
- Cześć. - rzekł, lekko zdyszanym głosem, kiedy to znalazła się tuż obok Adama i podniosła na niego swoje ciemne, obsydianowe oczy, w których kryła się nie tylko ciekawość, ale i jakaś dziwna obawa.