Luna Irmelin
Attling
Norweżka
Dwadzieścia lat
Kostiumolog
Rodzimy się, wydajemy pierwszy krzyk i już stawiają wobec nas wymagania. Ty zostaniesz gwiazdą kina, a ty ukończysz medycynę i odkryjesz lekarstwo na raka, a twoja koleżanka pewnie skończy jako kura domowa z gromadką dzieci. Oczywiście, wymagania te nie są wypowiadane na głos, nie przy nas i nie od razu, ale tlą się w głowach arcyodpowiedzialnych rodziców, układających nam życie, robiących plan idealny, który nie powinien zawieść. Nie może, wymyślili go Oni, my jesteśmy podwykonawcami, dzielnie brnącymi tymi ścieżkami, które nam obrali, które są najodpowiedniejsze. Nieważne, że nie chcesz zostać lekarzem, nieważne, że nie czujesz się dobrze na scenie - chcesz spełnić oczekiwania rodziców.
Bądź co bądź, ze mną było podobnie. Urodzona i wychowana w dobrej rodzinie, nie widziałam żadnych problemów, nie rozumiałam, czym jest zło, bo szczelnie owinięta w kokon rodzicielskiej miłości i troski, nie miałam prawa wychylić się poza osłonę i poznać trochę świata. Córeczka tatusia, laleczka mamusi. Ślicznotka, inteligentna, bystra i utalentowana. Rodzice, jak to rodzice, nie widzieli moich wad, ba!, zarzekali w głos, że ich nie mam. Okłamywali innych i sami żyli urojonymi złudzeniami.
Jak jest się rozpieszczanym od samego urodzenia, trudno nie być próżną, płytką i pewną siebie. Nie jest trudno pomiatać innymi, nie zwracać na nich uwagi i deptać, niczym natrętne mrówki. Wzbraniałam się przed tym i nadal to robię; obserwowanie wywyższających się rodziców nie było niczym przyjemnym. Czułam się wtedy zakłopotana, nutki współczucia igrały we mnie, a ja nie miała pojęcia, co robić, gdzie się schować, dokąd uciec. Wymknęłam się spod ciasnych ram planu moich rodziców. Udało mi się. Poczułam wolność, ale oprócz tego samodzielność, odpowiedzialność i kilka silniejszych ciosów od życia.
Miałam zostać wziętą prawniczką, miałam znaleźć bogatego, przystojnego męża z ambicjami i dobrymi genami. Miałam wziąć ślub, wydać huczne wesele, urodzić góra dwójkę dzieci ("Bachory cię niszczą, skarbie", powtarzała mama, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo mnie rani), miałam zarabiać krocie, niekoniecznie kochać męża, ale powinnam wtedy wieść szczęśliwe, dostatnie życie. Mój plan znacznie odbiegał od planu, który wymyślili moi rodzice. Uciekłam z Oslo, gdzie wychowywałam się całe dotychczasowe życie i od roku okupuję Sztokholm. Kocham je, jestem tu sama, piszę osobiście scenariusz własnych losów i nie boję się ponieść konsekwencji.
Studiuję w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Pięknych w Sztokholmie, zdolności manualne i nieograniczona wyobraźnia są moimi atutami. Dzięki sztuce wyrażam siebie, nie ukrywam emocji, choć na co co dzień jestem skrytą i nieśmiałą istotką. Dorabiam w teatrze, projektując i szyjąc kostiumy do sztuk. Jestem również wziętą modystką, a wykonywanie kapeluszy należy do jednej z wielu pasji, które nadal rozwijam. Mieszkam w niewielkim, skromnym lofcie, nieopodal centrum miasta. Mimo wszystko, ciężko przywyknąć mi do takich ubogich warunków. Nieco zagubiona, nieco niepewna, ale wiecznie uśmiechnięta.
Lu || Li(u)nka || Luna
10.08.1992 || Oslo
Państwowa Wyższa Szkoła Sztuk Pięknych || Sztokholm
Kostiumolog w teatrze || Modystka z powołania
Długie, rude włosy || Brązowe oczy
Tatuaż: jaskółka || Prawe ramię, okolice barku
Heteroseksualna || Wolna
POWIĄZANIA || POSTY
[Witam! Wiem, że karta krótka, ale nie lubię odkrywać wszystkiego od razu. Chcę mieć tematy, aby pisać wątki i posty, aby Luna zbyt szybko mi się nie znudziła. Do powiązań jestem chętna, Lu również, w końcu jest tutaj od roku ;)]
[Tak więc, moja Droga Luno, jakiś pomysł posiadasz ? Bo ja z chęcią zacznę. :D]
OdpowiedzUsuń[Adrenalina, powiadasz ? Co Ty na to, abyśmy kontynuowali skoki ze spadochronem ? :D]
OdpowiedzUsuń[Okej, no to zaczynam :D]
OdpowiedzUsuńW końcu po kilkunastu tygodniach przekonywać, udało mi się namówić Lunę na skoki ze spadochronem. Wiedziałem, że jest to dla niej coś nowego i coś, co przeraża nie tylko ją. Sam miałem niezłego stracha gdy skakałem po raz pierwszy, jednak stało się to nie małą przyjemnością, gdy zrozumiałem jaką frajdę to daje.
Znajdując się w samolocie, zacząłem sprawdzać wszystkie linki, klamry, zapięcia, aby Luna przypadkiem mi nie odleciała na inny kontynent.
— I jak, stresujesz się ? — spytałem, śmiejąc się pod nosem.
[Nie spodziewałam się, że spotkam tutaj inną Norweżkę ale bardzo się z tego faktu cieszę :) I oczywiście, że mogą się znać tylko w jakim stopniu? Może poznały się jako dziewczynki lub jako juz nastolatki przed wyjazdem z ojczystego kraju?
OdpowiedzUsuńI bardzo dziękuję za miłe słowa + uwielbiam Twoją postać za włosy! czemu sama nie mogę takich mieć? :(]
Słysząc jej drżący głosik, zaśmiałem się cicho i kazałem jej wstać. Powoli i dokładnie sprawdziłem czy wszystkie zapięcia są sprawne.
OdpowiedzUsuń— Zginąć ? Oh, przestań. Ze mną nie zginiesz. — odpowiedziałem, po czym zacząłem przypinać ją do siebie. — Aczkolwiek dla bezpieczeństwa, polecisz przypięta do mnie, żebyś nie musiała na Alasce lądować. — ponownie wybuchnąłem cichym śmiechem, podając jej kask. Sprawdziłem czy spadochron działa poprawnie i czy wszystkie zapięcia są wystarczająco mocne. Podszedłem razem z Luną do drzwi, które zaraz miały się otworzyć i wziąłem głęboki wdech. — Gotowa ?
[Masz włosy po pas? *.* - ja do takich dążę, póki co mam 5 cm za piersi :(
OdpowiedzUsuńHmmm...a więc dziewczynki! Może zrobimy tak, iż wtedy uważały się za przyjaciółki o czym świadczył fakt, iż wszędzie ze sobą chodziły, wspierały się, pożyczały sobie zabawki (były wtedy młode), a nawet miały takie same bransoletki! Wszystko mogło zacząć się psuć w chwili, kiedy Hope zaczęła tracić słuch - miała wtedy 7 lat - i każda z nich poszła do innej szkoły. Oczywiście wtedy jeszcze się ze sobą spotykały, jednak coraz rzadziej, aż wreszcie w wieku około 13-14 lat ich znajomość całkowicie zniknęła i polegała jedynie na przywitaniu oraz szybkim odejściu (każda miała inne towarzystwo, żyły w przeciwnych światach, a Hope zamknęła się od czasu, kiedy straciła słuch - unikała ludzi i towarzystwa). Jednak oby dwie marzyły o tym, aby odnowić ową przyjaźń jednak żadna nie miała odwagi, a potem stała się ona jedynie dziecięcą znajomością.
Co Ty na to? - trochę to poplątałam :)]
— Ależ oczywiście, że pojedziemy na Alaskę. Wedle życzenia. A teraz spokojnie, rozluźnij się i... SKACZ ! — krzyknąłem, odpychając nas od samolotu. Rozłożyłem ręce szeroko, niczym skrzydła samolotu i cieszyłem się wiatrem, który wbijał się w każdy centymetr mojego ciała. — I jak, żyjesz ?! — wrzasnąłem, łapiąc ją za ręce i rozkładając je tak jak moje.
OdpowiedzUsuń— Jak się czujesz ?! — spytałem, śmiejąc się donośnie. Uwielbiałem ten stan, kiedy mogłem poczuć się jak moje ukochane maszyny, które bez problemu wzbijają się w powietrze. To uczucie było niesamowite. Nie pojmowałem toku myślenia osób, które panicznie bały się latać. Dla mnie, było to coś najcudowniejszego, co mnie w życiu spotkało.
OdpowiedzUsuń[Ja zapuszczam od 3 lat bo wtedy miałam ścięte bardzo krótko - błędy młodości :). I tak myślę, że obie przeżyją nie lada zaskoczenie i szok. Nawet mogą nie być pewne czy to na prawdę ta osoba, o której myślą bo Hope mieszka w Sztokholmie już około 4 lat z krótkimi przerwami na odwiedziny w Norwegii.
OdpowiedzUsuńMogłabym liczyć na zaczęcie? Byłabym wdzięczna.]
Wyszczerzyłem swe śnieżnobiałe zęby w uśmiechu, słysząc słowa Luny.
OdpowiedzUsuń— To bardzo proste. Po prostu pociągnę za ten sznurek i otworzy się spadochron. Tylko uważaj, bo może nas delikatnie szarpnąć w górę. — odpowiedziałem, otwierając spadochron. Opór, jaki stawiał spadochron względem powietrza dało się odczuć po zwolnionym tempie spadania. Byliśmy kilkadziesiąt metrów nad ziemią. — Spróbuj spaść na nogi ! Jasne ?! — wrzasnąłem, przygotowując się do lądowania.
[Bardzo, bardzo dobry pomysł. Oczywiście zacznę. Myślę, że tak około wieczora, teraz muszę uciekać. Także do napisania :D].
OdpowiedzUsuń[Może jest chęć na wątek? ;)]
OdpowiedzUsuń[Wszystko możliwe i może kiedyś jednak odzyska wzrok. :)]
OdpowiedzUsuń[Też je pokochałam ostatnio :D Dobry pomysł, w takim razie zacznę, a przynajmniej spróbuję.]
OdpowiedzUsuńPewna długowłosa istotka szła sztokholmskimi uliczkami na mierzenie. Tak, musiała co jakiś czas przechodzić te wszystkie rzeczy związane z kostiumami na zawody. "Przecież musisz się jakoś prezentować!"; zabrzęczały jej w głowie słowa trenerki. Sama Lerie często otwierała szeroko oczy, widząc skąpe ubranka, w których miała występować. Dopiero z czasem całkowicie przyzwyczaiła się do ich wyglądu i zaczęła podziwiać piękno oraz kunszt z jakim zostały wykonane. Ostatnimi czasy dostała nawet własną projektantkę, aż miło jej się robiło.
Weszła po schodkach do pomieszczenia, w którym wszystko się odbywało. Zapukała nieśmiało, po czym weszła do środka z delikatnym uśmiechem.
-Cześć, Lu -przywitała się z rudowłosą istotką, tak dobrze już jej znaną. -Masz już coś dla mnie, czy dopiero zaczynasz projekt na następny turniej? -spytała odkładając torbę na bok i zaglądając w kartki dziewczyny.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[Chęć na wątek mam, ale czy pomysł... Wena-out... :/]
OdpowiedzUsuń— Nie połamią, przecież zwolnimy ! — wrzasnąłem, ustawiając swą sylwetkę do pionu i gotując się na lądowanie. Pierwsze uderzenie stopami o ziemię nie było przyjemne, jednak później stawało się to normalne. Z biegu, zwolniliśmy do marszu, aż w końcu staliśmy w miejscu. Chcąc zrobić Lunie na złość, po prostu spadłem na ziemię i zacząłem się śmiać. Wyglądało to dosyć dziwnie. Leżałem na plecach, a Lu tuż na mnie, cali zaplątani w kolorowy spadochron.
OdpowiedzUsuń— I jak, podobało się ? — spytałem, starając się odpiąć kobietkę od siebie, jednak nagły atak głupawki zdecydowanie przerwał mi moje zamiary.
Adam po powrocie do domu był wściekły. W głowie wciąż dźwięczały mu słowa dyrektora, mówiącego, że jakoby są na niego skargi. Skargi. Pff. Do cholery, czy on wymagał od tych smarkaczy tak wiele? Przecież po kilku latach nauki angielskiego nie powinni robić błędów w odmianie czasownika to be! Marzył o tym, żeby jakoś odreagować. Nie miał ochoty na siedzenie w domu. Wyszedł więc i chwilę bez celu błądził po mieście aż w końcu zdecydował się wejść do jednej z mijanych knajpek. Miał kilka ulubionych miejsc, podobnych do tego. Ale tutaj nie był nigdy wcześniej. Gdy tylko zauważył, że w końcu sali stoi stół bilardowy, natychmiast tam podszedł. Zrzucił czarną kurtkę po czym znalazł pierwszego przeciwnika. Ustali stawkę. Gra się zaczęła. Facet grał nieźle ale mimo to był amatorem. W przeciwieństwie do Adama. Dwa kolejni okazali się być lepsi ale brunet cieszył się z tego faktu. Wygrana z nimi przyniosła mu więcej satysfakcji. Wściekłość przeszła mu zupełnie. Adrenalina buzowała w żyłach. Był gotów pokonać jeszcze co najmniej pięciu. Był pewny siebie. Wygrane partie uderzyły mu do głowy. "Mogę wszystko" - pomyślał.
OdpowiedzUsuń-Następni chętni? -zapytał, po czym triumfalnie przebiegł wzrokiem po ludziach zgromadzonych wokół stołu.
Ona także polubiła Lunę. Zawsze miała, bowiem wspaniałe pomysły i pogodny nastrój. Na dodatek nie traktowała Valerie z góry, tylko, tak bardziej normalnie. Zresztą, była wspaniałą rozmówczynią i często po przymiarkach siadały razem nad kawą, czy innym napojem, żeby rozmawiać przez długie godziny.
OdpowiedzUsuń-Tak, tamten kolor niezbyt się zgrał z moją osobą -uśmiechnęła się leciutko. Większość zawodniczek miała raczej rzucające się w oczy stroje i jak się okazało, Lerie także miała tym razem taki dostać. -Rozbierać się? Tutaj? -spytała rozbawiona i uniosła brew do góry. Wiedziała, jednak, co ma robić i bez większych oporów wzięła kostium, i schowała się za parawanikiem. Po chwili wyszła zza niego już przebrana. -Ta dam? -rozłożyła ręce na boki, stając przed Lu.
[ nie mam nic przeciwko. nawet jej potrzeba przyjaciół. tylko jeśli chcesz to możesz zacząć. ja jestem teraz troszkę pijana i troszkę smutna, a to nie działa na moją wenę zbyt dobrze.]
OdpowiedzUsuń— Co tylko sobie zapragniesz. Możemy skakać na bungee do wody, aby popływać z rekinami na Alasce. Chociaż, nie jestem pewien czy na Alasce są rekiny... — odpowiedziałem zniesmaczony, po czym ponownie się zaśmiałem i przeniosłem wzrok na Lunę. — Dobra, kobietko, zbieramy się i trzeba teraz dojść do tamtego baraku pod lasem. Widzisz ? — spytałem, próbując podnieść się z ziemi.
OdpowiedzUsuń[Właśnie z wymyślaniem powiązań mam ostatnio problem, acz postaram się wyskrobać coś sensownego ;). Skoro rodzice Luny należą do szych, zaś sprawa podobnie się ma z ojcem Złaty, który nawiązuje kontakty na całym Półwyspie Skandynawskim, mogłyby się znać z jakiś spotkań, bankietów etc.
OdpowiedzUsuńAlbo... Luna chciała sobie jakoś dorobić i przyjęła zlecenie od banku, w którym pracuje Złata, które polega na wytworzeniu jakiś gustownych wdzianek do pracy.
Ewentualnie... Coś z doradztwem finansowym. Uporządkowanie wydatków?]
Złata
Jakże złudna bywa chwila szczęścia, którą może zakłócić własne, lekko zniekształcone, szklane odbicie. To właśnie w nim dostrzegasz szczupłe, wręcz chuderlawe ciałko ubrane w jasną sukienkę, której cienki materiał bezustannie szarpiesz - nerwowo, obsesyjnie, pragnąc zbić lustrzaną tafle. Jednak to właśnie ono ukazuje znienawidzoną prawdę - Ciebie, która z otępieniem muska opuszkami palców gładką powierzchnię. Wręcz histerycznie pragniesz zamknąć się w czterech ścianach własnej pracowni - skulona, samotna, zatopiona w oceanie wspomnień. To w nich dostrzegłabyś znajomą, pyzatą buzię rudowłosej dziewczynki, z którą tak ochoczo kolorowałaś świat kredkami lub tworzyłaś nowe, nieznane światy. Wtedy wystarczyło jej słowo, gest, śmiech...
OdpowiedzUsuńDopiero po kilku minutach masz odwagę, aby zejść na dół po potężnych, marmurowych schodach i niezauważona przemknąć przez tłum obcych Ci ludzi. Czyżbyś dostrzegła zatroskane spojrzenie pracowników galerii? Tak, to właśnie dlatego uciekasz, aby stanąć przed obrazem, którego barw nie potrafisz już dostrzec. Jesteś zbyt przerażona tłumem, drżysz podświadomie lgnąc do obcej dziewczyny.
"Ja" zostało wypowiedziane ładnym, dźwięcznym głosem. Nie było wątpliwości, że owy dziewczęcy głos z całą pewnością należał do kobiety. Adam odwrócił się w stronę swojej przeciwniczki. Przed nim stała śliczna brunetka z włosami upiętymi w kucyk i radosnym uśmiechem. Mężczyzna uśmiechnął się również. Lubił takich przeciwników. Bardzo. Nie, nie dlatego, że wygrana wydawała się łatwa. Adam widział wiele kobiet, które potrafiły grać nieźle. Po prostu walka z kobietami przebiegała jakoś inaczej. Przyjemniej. Oprócz pieniędzy miało się także inną motywację, by wygrać. Chęć zaimponowania. Wiedział, że uda mu się osiągnąć i jedno i drugie. W końcu był mistrzem w bilard.
OdpowiedzUsuń-Proszę bardzo.
Postawił kij na podłodze i zapytał:
-Jaka stawka? Proszę się dobrze zastanowić, bo jest bardzo prawdopodobne, że straci Pani to co postawi.
Uśmiechnął się zawadiacko i pomyślał, że może jest zbyt pewny siebie. Szybko odrzucił tę myśl. Nie, dzisiejszego wieczoru był niepokonany.
[Jasne. Mogłabym Cię prosić o rozpoczęcie? c:]
OdpowiedzUsuńZłata
[hm. nie mam żadnego pomysłu. żadnego rewelacyjnego. może po prostu Aria byłaby jedną z pierwszych osób, które wprowadziły by ją do życia w Sztokholmie? albo coś jeszcze bardziej bezsensownego. mogły kilka miesięcy wstecz chodzić z jednym chłopakiem w tym samym czasie i gdy to odkryły. zemściłyby się razem i od tej pory się przyjaźnią. a teraz Luna wpada z laptopem/tabletem bez którego obejść się nie może do Arii i prosi o pomoc w naprawieniu ukochanego sprzętu. albo postanawia skorzystać z nienagannej figury dziewczyny i przetestować na niej swe projekty.]
OdpowiedzUsuń— Zanieść ?! Ciebie ?! Takiego byka ?! No chyba żartujesz ! — zaśmiałem się głośno, po czym pokręciłem głową i wstałem z ziemi. Delikatnie zniżyłem swoją sylwetkę, aby Luna mogła wskoczyć na moje plecy. — Ale wiedz, że nagroda za ten wysiłek musi być spora. — odparłem zadowolony, szczerząc swe śnieżnobiałe zęby w uśmiechu.
OdpowiedzUsuńSłysząc jej uwagę o włosach delikatnie się przeraziłem.
OdpowiedzUsuń— O nie ! Co to, to nie ! Od moich włosów trzy w bok ! — prychnąłem, ruszając w stronę baraku, który zdawał się być oddalony o jakieś kilkaset metrów. Wybuchnąłem wystarczająco głośną salwą śmiechu, aby ptaki uciekły ze swoich gniazd na drzewach.
— Do łóżka ? A kto powiedział, że do łóżka ? Ja po prostu chcę soczystego buziaka, i tyle. — odparłem, nadal się śmiejąc.
[Okej, w takim razie czekam ;).]
OdpowiedzUsuń[ nie ma sprawy. mi dzisiaj też ciężko się myśli. ale to z własnej głupoty.]
OdpowiedzUsuń— Ale to moje włosy ! Tylko moje. — jęknąłem przerażony, zatrzymując się i łapiąc ją mocniej za uda. Ruszyłem ponownie w stronę baraku, delikatnie przyspieszając tempa. Z uwagą słuchałem jej słów, śmiejąc się pod nosem. — Ależ oczywiście. Zdobywam twoje zaufanie, przy okazji zamieniam się w starego dziada, który chce zaciągnąć cię do łóżka. Trafiłaś w samo sedno. — odpowiedziałem entuzjastycznie, wybuchając kolejną salwą śmiechu.
OdpowiedzUsuń— To teraz muszę zostać jedynie starym dziadem i voila ! — zaśmiałem się donośnie, zaczynając podskakiwać. Czując, że Luncia gryzie moje ucho, zacząłem piszczeć jak małe dziecko i kręcić głową. — Aaaaaa, zostaw mnie ! Wiem, że jestem słodki, ale nie wolno mnie jeść ! Ratunku ! — wrzeszczałem na zmianę ze śmiechem.
OdpowiedzUsuń— No więc, skoro będę mógł cię zjeść, to czemu nie. Jedz do woli. — odparłem, wzruszając ramionami i wybuchając cichym śmiechem. W pewnym momencie zatrzymałem się. — Czas na mały postój. Wielbłąd musi zatankować. — prychnąłem, rzucając się na ziemię. Raz po raz wykonywałem głębokie wdechy, uśmiechając się szeroko.
OdpowiedzUsuńZaśmiałem się donośnie widząc poczynania Lunci, a następnie cicho zamruczałem i delikatnie przygryzłem jej drobnego paluszka.
OdpowiedzUsuń— Arrrrrr, jaki wspaniały ! — wydukałem, próbując powstrzymać wybuch śmiechu. Następnie zabrałem się za następnego palca i jeszcze jednego, aż w końcu chwyciłem ją za dłoń i przyciągnąłem do siebie, donośnie się śmiejąc. — No i co teraz ? Już mi nie uciekniesz ! — dodałem, przecząc głową.
— To dostanę w końcu tą nagrodę ? Obiecałaś mi. — odparłem, robiąc minę smutnego dziecka, któremu rodzic nie pozwolił dokończyć jeść tabliczki czekolady. Kilka razy zatrzepotałem rzęsami, po czym wyszczerzyłem śnieżnobiałe zęby w uśmiechu. — Proszęęęęęęęęęę, tak bardzo ładnie proszęęęęęęęęęęe. — szepnąłem, otwierając swe oczy szerzej i spoglądając nimi na twarz kobietki.
OdpowiedzUsuńDelikatnie odwzajemniłem pocałunek, szczerząc się od ucha do ucha. Oblizałem wargi, śmiejąc się pod nosem. Zarzuciłem ręce na jej plecy i westchnąłem cicho.
OdpowiedzUsuń— Szkoda, że tak malutko. Ale może gdy już dotrzemy do naszego celu, dostanę więcej ? — poruszyłem zabawnie brwiami, uśmiechając się zawadiacko.
Panienka Stjerne zdołała zamknąć się w azylu swoich myśli niedostępnym dla reszty społeczeństwa, cichuteńko szepcząc słowa jakiegoś zmyślonego zaklęcia. Poprzez ową "magię" pragnęła zniknąć. Stać się niewidzialną dla ludzkiego oka; przeźroczystą niczym najcieńszy materiał; delikatną, niczym ciałko szaroskrzydłego motyla.
OdpowiedzUsuńI na prawdę była tego bliska - garbiąc swoje wątłe ramiona i kurczowo obejmując własne ciałko, jakby obawiała się ukruszenia. Jednak w chwili, kiedy przymknęła powieki poczuła coś chłodnego i wilgotnego, a po chwili ujrzała szkarłatną ciecz, która niczym plama krwi zachłannie wsiąkła w jasny materiał sukienki. Zaskoczona nie zdołała opanować cichuteńkiego pisku, który wyrwał się spomiędzy karminowych warg. Niechciany. Zagubiony.
- Nic...nic się nie stało. - Hope automatycznie odparła po norwesku z jakiś dziwnym wzruszeniem rozpoznając w ustach nieznajomej ojczysty język. Jednocześnie jej porcelanowe policzki oblał szkarłatny rumieniec, a ona sama wygięła drobną dłoń pod jakimś dziwnym kontem, aby móc zasłonić zdradliwą plamę. I właśnie wtedy przerażona i spłoszona spojrzała w oczy dziewczyny, wykonując gwałtowny krok do tyłu.
- Ja...przepraszam. - wymamrotała i odwracając się czmychnęła w stronę marmurowych schodów byleby uciec przed spojrzeniem nieznajomej, osaczającym ją tłumem oraz móc zedrzeć z siebie sukienkę, która zdawała się ranić alabastrową skórę Hope.
[Dziękuję bardzo :3]
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się, ponieważ wiedział, że wyjdzie stąd z pięćdziesięcioma koronami i do tego odwiezie swoją przeciwniczkę do domu. Tak, zdecydował, że zrobi to nawet jeżeli wygra. A gdyby jakimś cudem poniósł klęskę to w pewnym sensie i tak by zyskał... Uśmiechnął się szeroko.
OdpowiedzUsuń-Pasuje -odparł po czym uderzył w ustawiony z bil trójkąt.
Kule rozproszyły się po całym stole a Adam odsunął się, by zrobić miejsce na ruch swojej przeciwniczce. W międzyczasie wmawiał sobie, by nie skupiać się na jej ładnej twarzy, włosach, ciele, bo to może zwieść go na manowce. Po jej pierwszym celnym uderzeniu wiedział już, że nie czeka go łatwa przeprawa. Kij trzymała pewnie i było widać, że nie robi tego pierwszy raz. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że może jednak przegrać. A gdy nie trafił w swoją bilę tak jak chciał zaczął się poważnie martwić. Urażona męska duma mobilizowała go i miał nadzieję, że to cokolwiek pomoże.
Zaśmiała się dźwięcznie słysząc słowa dziewczyny. Wcale nie uważała, ze tamten strój był klęską. Tak właściwie, to był cudny, jednak nie nadawał się na turniej, kiedy większość gimnastyczek rzucała się w oczy i pozwalała kolorowym ubraniom podkreślać swoje ruchy podczas wykonywania figur.
OdpowiedzUsuńLerie wiedziała, że przymiarki są konieczne na każdym etapie. Dlatego dosyć często bywała w tym miejscu. Oczywiście już się przyzwyczaiła do tego wszystkiego i nawet nie przeszkadzały jej ukłucia igłą, czy szpilką, które, bardzo rzadko, ale się zdarzały.
-Nie mam pojęcia -powiedziała z zakłopotaniem. Jakoś nigdy nie przejmowała się zbyt bardzo tym, co na siebie wkłada. Po prostu liczyła się wygoda, chociaż całkiem możliwe, że nawet lubiła te koronki. -Ale chyba tak -dodała z delikatnym uśmiechem igrającym na wargach.