poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Nigdy nie jest za późno na kopanie grobów.

Jimmy, czyli obłąkana zupa z trupa.



Składnik numer jeden: zanim zapomnę.
Raczej nikt z wówczas zebranych na poddaszu kamienicy na londyńskim East Endzie nie zapomni momentu, w którym jęki, jakie w czasie "Whole Lotta Love" wydawał z siebie Robert Plant przerwał głośny krzyk. Coś na kształt "O kurwa, jak boli, to coś chyba chce wyjść!". Potem była karetka, szpital był, porodówka była, wiadomo.
Dzieciątko, narodzone pierwszego stycznia roku pańskiego 1987 dostało na imię Jimmy. Po samym Jimmy'm Page'u. Z resztą, wszystko tam miało "muzyczne" imiona. Kot nazywał się Eddie, papuga, która swoją drogą nadal żyje i ma się dobrze, Megadeth, a lodówka-Steven. No, ale wracając do Jimmy'ego-jego rodzice nie mięli za grosz wyczucia. Jimmy Jones, jak to w ogóle brzmi? Nie nauczył się jeszcze żyć z tak durną nazwą własną i raczej już się nie nauczy.
Rodzina Jonesów nie należała i nadal nie należy do tych całkowicie normalnych, zdrowych i przykładnych. W pewnym sensie była to patologia pełną gębą. To był jedne z tych domów, gdzie alkohol lał się litrami, pod podłogą ukryta była heroina i tak w sumie, nie dało się określić, kto właściwie tam mieszka-kręciło się tam zawsze tylu ludzi, że imion wszystkich nie dało się spamiętać, na co jednak Jimmy nigdy nie narzekał, z prostego powodu- zawsze miał się z kim bawić, a robienie za maskotę i przytulankę całkowicie mu pasowało. W domu miał od groma i ciut ciut miłości.
Na naukę nigdy nie zwracał szczególnej uwagi, z prostego powodu-zawsze wiedział co chce robić. Został wychowany w miejscu, gdzie najważniejsza była muzyka i chciał pójść właśnie w tym kierunku. W dodatku miał do tego niewątpliwie smykałkę. Zawsze wszędzie dopatrywał się dźwięków, melodii.
Jimmy miał siedemnaście lat, gdy jego rodzice zdecydowali się na przeprowadzkę do Sztokholmu. Syn do dziś nie zna powodu tej decyzji, nie zastanawiał się nad tym nigdy. Szwecja też mu się podoba.
Przez całe życie grał w całej masie zespołów, z lepszymi lub gorszymi skutkami. Z jednym nawet udało mu się wydać tak zwaną "epkę", która odniosła nawet niezły sukces, jednak atmosfera w grupie była tak marna, że Jimmy jej najnormalniej w świecie nie wytrzymał. I nie, nie żałuje tego, że koledzy keraz koncertują po całej Europie. Jest dziwny i woli grać po barach.

Składnik numer dwa: złotowłosa.
Wysokie toto. Baardzo wysokie.Taka brzoza w sumie. I czasem chciałby parę centymetrów zamienić na parę punktów IQ. Nie rozumie ludzi, którzy narzekają na to, że są niscy, bo dwa metry wzrostu to wcale nie jest nic fajnego, szczególnie, jeśli chcesz komuś spojrzeć w oczy. Dumny posiadacz długich, na prawdę długich włosów, w kolorze, który z założenia miał być blondem, ale odrobinę wyblakł. Nienawidzi tych kłaków, szczególnie, gdy ma je rozczesać, ale nie zetnie ich za nic na świecie. Jest człowiekiem raczej dość delikatnej urody-przez to sprawia czasem nawet wrażenie młodszego, niż jest w rzeczywistości. Ubiorem się nie wyróżnia-ot, taki klasyczny fan muzyki rockowej, koszulki "zespołowe", glany, wiadomo. Ciekawe jest to, że nigdy nie potrafi ubrać się stosownie do sytuacji-niejednokrotnie na rozmowę o pracę szedł w podartych spodniach.

Składnik numer trzy: "Bez odchyleń od normy niemożliwy jeste postęp."*
Nonkonformista. Piekielny nonkonformista. Jest gotów za każdy swój pogląd uciąć sobie rękę, a i nie boi się wyrażać własnego zdania głośno. Nadzwyczaj uparty, zawsze dąży do wyznaczonego celu, bez różnicy, jak bardzo byłby on nierealny. Zawsze jest szczery, co nie znaczy, że można na nim polegać-odpowiedzialność w dużym stopniu jest mu obca, tak samo jak pojęcie przyjść na czas, przynieść coś, załatwić coś. Niekiedy jest złośliwy, cyniczny i wredny, szczególnie dla ludzi, którzy dają sobą pomiatać. Nie dla wszystkich oczywiście, ale dla dużej grupy. Poza tym, jest nadwyraz aktywnym wulkanem energii, kóry mało kiedy się czymś martwi, z zasady się nie smuci i bardzo często szczerzy zęby bez powodu. Można powiedzieć, że w pewnym sensie dziecinny-może nie jest naiwny i łatwowierny, ale raczej nie zachowuje się jak ktoś dorosły.

Składnik numer cztery: Lalena Lise Jones
Kimże jest Lalena? Ten drobniutki, blondwłosy aniołek, który plącze sie pod nogami i zaraża ludzi uśmiechem? Otóż jest to córka Jimmy'ego. Tak, ten lekkoduch jest dzieciaty.
Lena jest najważniejszą osobą w życiu długowłosego. Po raz pierwszy zobaczyła świat dnia 13 marca 2005 roku. Jej matką jest była dziewczyna Jimmy'ego, która wyrzekła się córki w chwilę po jej narodzinach. Jones do dziś nie jest pewien, czy dobrze zrobił, biorąc na siebie opiekę nad małą, w końcu rodzic powinien być odpowiedzialny, a on z pewnością nie zaliczał się do takich ludzi. Jest świadom tego, że gdyby nie wsparcie rodziców, najnormalniej na świecie nie dałby sobie rady. Mimo to stara się być dla Młodej jak najlepszym ojcem, spędzać z nią jak najwięcej czasu i choć odrobinę zastąpić matkę. Wychowanie córki to pewnie jedyna rzecz, do której podchodzi poważnie.

Składnik numer pięć:garść mniej lub bardziej potrzebnych informacji.
-Ma brata i siostrę, o których istnieniu nie ma pojęcia, z prostego powodu-jego rodzeństwo zostało oddane do adopcji.
-Jest biseksualistą, do czego otwarcie się przyznaje.
-Ma bardzo dobry kontakt ze swoimi rodzicami.
-Jest zafascynowany historią celtycką oraz spiskiem prochowym. Uwielbia również różne teorie spiskowe.
-Jego kolejną drobną obsesją jest zespół Led Zeppelin, prawdopodobnie ma to po rodzicach.
-Potrafi całkiem nieźle gotować, jedyny problem z jego kuchnią jest taki, że do prawie wszystkiego dodaje cynamon.

Składnik numer pięć: W trzech słowach.
Jimmy Anthony Jones. Londyńczyk, urodzony 1 stycznia 1987 roku. Muzyk. Samotnie, acz z pomocą rodziców, wychowuje siedmioletnią córkę.

Dalsze instrukcje? Wrzucić do gara i wymieszeć, za skutki nie odpowiadam!

[Cześć wszystkim :)
Karta jest jaka jest jaka jest, nieważne.
Wątki, cokolwiek? Zawsze bardzo chętnie.
Zdjęcie pochodzi z weheartit. Nie mam zielonego pojęcia, kogo przedstawia
Cytat z tytułu, który nie ma ani nic do karty, ani nic do postaci, ale mnie natchnął, pochodzi z filmu Van Helsing, a * to słowa Franka Zappy.]

10 komentarzy:

  1. [Ty mówisz pomysł, ja zaczynam, czy na odwrót ? :D]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Serdecznie witam w naszym gronie :)
    Po pierwsze chętnie zaczęłabym wątek jednak nie mam zielonego pojęcia, gdzie ta dwójka mogłaby się spotkać, dlatego mogę jedynie zaproponować dość banalny wątek: czyli przypadkowe spotkanie, gdzieś w okolicy (może to być metro, autobus), park czy supermarket. Co Ty na to?]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Hellou. Wątek? Panowie mogliby się ewentualnie spotkać w jakiejś knajpce, gdzie Jimmy by grał. Jak myślisz? :) Pozdrawiam.]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Hej może masz chęć na wątek z moją Emmą?]

    OdpowiedzUsuń
  5. Zakupy w supermarkecie były dla panienki Stjerne jedynie nieprzyjemną koniecznością, kiedy to otwierając lodówkę uświadamiała sobie, że ta - niestety! - jest zupełnie pusta, a ona sama już kilka dni temu powinna wybrać się na zakupy, z premedytacją odkładając ów obowiązek na dalszy plan. Niestety to właśnie dziś - w słoneczny poranek - nasza kruszyna stanęła przed olbrzymim budynkiem, nerwowo zagryzając dolną wargę oraz kurczowo zaciskając dłonie na metalowej rączce od wózka. Hope już od kilkunastu minut starała się przekonać własny umysł oraz ciało, iż nic jej nie grozi, a tłum w sklepie jest minimalny, prawie niezauważalny! Tak więc lekko drżąc i garbiąc swoje wątłe ramiona kobieta weszła do wnętrza supermarketu pospiesznie mknąć odpowiednimi regałami, aż natrafiła na przeszkodę w postaci zbyt wysokiej półki z upragnionymi solonymi orzeszkami. Co za egoista ułożył je tak wysoko?! No kto?! - nie pomogło ani bezsensowne skakanie czy stawanie na nóżce od wózka, co groziło bolesnym wypadkiem, bo nikt nie raczył zwrócić uwagi na naszego biednego kościotrupka.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Hm skoro wychowuje córkę to mam taki acz bardzo szalony pomysł.
    Że jego córka zgubi się gdzieś a moja kochana Emma znajdzie ją i postara się wyszukać jej tatusia co ty na to?I ładnie prosiłabym o zaczęcie ^^]

    OdpowiedzUsuń
  7. Emma przechadzała się po parku w pewnym momencie usłyszała rozpaczliwy płacz a w drugim ujrzała coś zwinięte a raczej skulone coś.
    Podeszła bliżej i okazało się że to dziecko...Emma nawet się nie wahała podeszła do dziecka i uklękła przy nim po czym położyła mu ręce na ramionach.
    -Hej...Co się stało?Zgubiłaś rodziców?-spytała Emma łagodnie odwracając dziecko w swoją stronę.
    Dziecko popatrzyło na nią zapłakanymi i wielkimi teraz jak spodki oczyma po czym wyjąkała coś co brzmiało jak "Tak".
    -Chodź poszukamy ich dobrze?-spytała Emma a dziewczynka kiwnęła blond włosa główką i z lekko pomocą Emmy wstała po czym chwyciła ją za rękę.
    -Jestem Emma -powiedziała ruda do dziewczynki.-Powiedz kiedy zobaczysz kogoś kto może wyglądać jak twoi rodzice dobra?-spytała a dziewczynka wyszeptała coś jak "Tata"
    Chodzili po parku pytając czy może ktoś nie widział z nią jakiegoś mężczyzny.
    W końcu natrafili na kogoś kto widział jak jakiś mężczyzna biega w jak szaleniec i pokazuje wszystkim zdjęcie tego właśnie dziecka.
    Emma postanowiła go odnaleźć.
    -Może jesteś głodna?Mam chałkę-odparła ruda i podała dziewczynce kawałek.
    Dziewczynka wzieła po czym upuściła go na ziemie i chwyciła Emmę mocniej za rękę.
    -Tata!-powiedziała.
    Emma spojrzała w stronę ławki na której siedział smutny mężczyzna
    Podeszły do niego
    -Przepraszam ale czy przypadkiem nie poszukuje pan córki?-spytała a dziewczynka wprost rzuciła się na mężczyznę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wdzięczność. Ogromna wdzięczność zalała serduszko panienki Stjerne, kiedy ta pochwyciła w swoje drobne dłonie upragniony produkt (w wyobraźni słyszała jak papier przyjemnie szeleści, kiedy upada na dno metalowego wózka) oraz podniosła na nieznajomego mężczyznę swoje obsydianowe oczy.
    - Spadł mi Pan z nieba! - rzekł nim zdołała choćby pomyśleć nad sensem własnych słów, co sprawiło, że jej porcelanowe policzki oblał szkarłatny, znienawidzony rumieniec, a ona sama nerwowo zagryzła wnętrze prawego policzka.
    - To znaczy...chciałam podziękować Panu za pomoc. - dodała, a cała sytuacja sprawiła, że jej cichy głos delikatnie drżał, a ona sama zaczęła kołysać się na stopach jak to miała w swoim zwyczaju. Mogło się zdawać, że nasza kruszyna zaraz ucieknie na swoich wyimaginowanych skrzydełkach lub schowa się kolorowymi regałami.

    OdpowiedzUsuń
  9. [Pomysł na wątek może? :3]

    OdpowiedzUsuń