niedziela, 19 sierpnia 2012

"Są wybory, które mają znaczenie. Kochać czy nienawidzić? Być bohaterem czy tchórzem? Walczyć czy poddać się? Żyć czy umierać?"





"Pracujesz, uczysz się, przygotowujesz. Miesiące i lata prowadzą do tego dnia. Dnia, kiedy przechodzisz krok wyżej. Tego dnia, musicie być gotowi na wszystko. Ale jest jedna rzecz na którą nie możesz się przygotować. Dzień, w którym się cofasz. 
Problem tkwi w tym, że jesteśmy ludźmi. Chcemy czegoś więcej. Pragniemy miłości. Chcemy odnieść sukces. Chcemy być jak najlepsi. Robimy co się da, by osiągnąć cel. Reszta jest jak śmierć"



Niklas Lefler, urodzony 31 września 1986 roku w Sztokholmie, były, zasłużony reprezentant kadry narodowej w pływaniu, aktualnie właściciel kawiarni "Svenskt Eftermiddagen".


 Istnieje wiele stereotypów na temat sportowców. Mówi się, że często, gdy całkowicie poświęcają się swojej pasji, alienują się od reszty społeczeństwa i ograniczają do wąskiego sportowego światka. Na swoje usprawiedliwienie mają przede wszystkim brak wolnego czasu, częste wyjazdy, przemęczenie. Ponadto, miłość do sportu jest prawdziwym uzależnieniem, ale zwykli ludzie zazwyczaj nie są w stanie tego zrozumieć, a przecież o wiele łatwiej żyje się wśród ludzi, którzy posiadają podobne zainteresowania, potrafią wysłuchać i zawsze cię zrozumieją. Zapewne istnieje więcej wyjątków od przedstawionej wcześniej „reguły”, aczkolwiek trzeba przyznać, że Niklas od zawsze był odrobinę kontrowersyjny w swojej odmienności. Urodził się w rodzinie z pływackimi korzeniami, gdzie sport ten zawodowo uprawiało się od pokoleń; rodzice jeszcze przed jego narodzinami dokładnie zaplanowali mu przyszłość – miał stać się przykładnym obywatelem swojego państwa, rozsławiając Szwecje przez liczne sportowe osiągnięcia. Miał tak, jak ojciec i dziadek stać się prawdziwym bohaterem, których historię w wielu domach opowiadano dzieciom przed snem, jako przykład dążenia do doskonałości i spełniania marzeń. Państwo Lefler subtelnie naciskali na syna, by ten obrał tą znaną, przetartą przez członków rodziny ścieżkę. Bardzo wcześnie zapisano go na pływalnie, zaszczepiono w nim miłość do tej dyscypliny, nauczono zdrowej rywalizacji a zaangażowanie rodziny w rozwój jego kariery dodatkowo motywowało go do walki. Może i spełniał chore ambicje swoich rodziców, ale wyrażał też siebie poprzez pływanie – robił to, co kochał, a że był w tym cholernie dobry, miał przed sobą świetlaną przyszłość. 
 Nie da się ukryć, że dla Niklasa zawsze liczył się tylko sport. Podczas licznych wywiadów podkreślał, że w jego życiu nie ma miejsca na miłość i nie w głowie mu poważne związki. Mimo to cieszył się raczej opinią kobieciarza, który dość powierzchownie traktował swoje partnerki. Sam nie miał sobie jednak nic do zarzucenia; przed żadną z nich nie ukrywał, że będzie tylko krótką przygodą, przelotnym romansem, który właściwie zaczynał się i kończył tego samego wieczora w jego łóżku. Nie można było nazwać go osobą aspołeczną, bo w nawiązywaniu nowych kontaktów radził sobie wyjątkowo dobrze, zazwyczaj też pojawiał się na każdej, organizowanej przez jego znajomych, imprezie. O ile oczywiście nie kolidowało to z jego sportowymi planami, bo te wciąż były rzeczą nadrzędną. Co wiec odróżniało go od większości nastolatków? Nigdy nie palił, nie ćpał, nie ciągnęło go też do alkoholu, ale potrafił dobrze bawić się bez niego. Umiał, więc godzić życie sportowca z życiem imprezującego nastolatka i bardzo dobrze rokującego ucznia, bowiem syn państwa Lefler od zawsze wyróżniał się na tle swoich rówieśników inteligencją i spostrzegawczością. Miał też w sobie odrobinę z artysty; rysował i pisał, dużo i całkiem dobrze. 
 Dość szybko wspinał się po szczeblach kariery. Z roku na rok osiągał coraz więcej; kilkunastokrotnie udało mu się stanąć na podium w Mistrzostwach Świata, a w 2009 roku sięgnął po tytuł mistrza. Wydawałoby się, że teraz może być już tylko lepiej, bowiem Niklas osiągnął to, co chciał – stał się postacią, której poczynania śledził cały kraj. Nic, więc dziwnego, że hańbą nazwano sromotną przegraną młodego Leflera na MŚ w 2010 roku, kiedy to przedstawiany, jako faworyt – niedoszły obrońca tytułu – nie znalazł się nawet w głównym finale. Nieliczni wiedzieli wtedy, że za upadkiem mistrza stoi niewysoka dwudziestodwulatka. Ciężko było nazwać ich związek udanym, może, dlatego odbił się tak niekorzystnie na karierze pływaka. Ona - niestroniąca od alkoholu i przeróżnych używek stała bywalczyni klubów, o niezbyt pochlebnej opinii, była jego całkowitym przeciwieństwem. Nadia - bo tak miała na imię tajemnicza kobieta - wychowywana była w mroźnej Rosji przez surową babkę, która niemal każdego dnia powtarzała wnuczce, że ta jest dziełem szatana. W jej domu problemy rozwiązywano krzykiem, wrzaskiem i przemocą. Nic, więc dziwnego, że podobne chowanie wywarło zgubny wpływ na jej psychice; zaburzony system wartości to tylko jedno z licznych odchyleń cechujących tą drobną osóbkę. Nie była idealna, ale Niklas, na przekór rodzinie, akceptował wszystkie jej wady. Rodzice uważali Nadię za niewystarczająco dobrą partnerkę dla ich syna, być może mieli ku temu podstawy. Na jej niekorzyść przemawiała nie tylko burzliwa przeszłość, ale równie niepokojąca teraźniejszość; bowiem gdy poznała Niklasa pracowała, jako tancerka w jednym z nocnych klubów w Sztokholmie. Zarzucano jej jednak znacznie więcej; bezpodstawnie nazywano dziwką. Martwili się nie tylko o pierworodnego, gdyż ten wydawał się naprawdę w niej zakochany; ten związek zagrażał czemuś znacznie ważniejszemu, reputacji rodziny Leflerów. Nie dało się ukryć; Nadia stanowiła dla niego prawdziwe zagrożenie – dość szybko pozwolił by okręciła go sobie wokół palca. Łączyło ich prawdziwe płomienne uczucie, ale Niklas udowodnił wtedy całemu światu, że rzeczywiście brak mu było doświadczenia w stałych związkach. Nie dostrzegał wyraźnej granicy między partnerstwem a toksyczną relacją, dlatego też oddawał jej całego siebie, a ona miała w zwyczaju to wykorzystywać. To Nadia namówiła go by, po jego nieudanym starcie w mistrzostwach, zrobił sobie krótką przerwę i wyruszył z nią w podróż po Europie. Nie zastanawiając się długo, spakował najpotrzebniejsze rzeczy, zabrał dość spory zapas gotówki i nie mówiąc nic nikomu ruszył w trasę swoim Chargerem’69.

 Tych dwoje różniło zbyt wiele, dlatego też na pierwsze poważne kłótnie nie trzeba było czekać długo; zazwyczaj dotyczyły one uzależnień Iwanowny; zbyt często sięgała po alkohol, dała też o sobie znać jej przedziwna fascynacja narkotykami, i choć z uporem dziecka powtarzała Niklasowi, że wciąż trzyma rękę na przysłowiowym pulsie, że wie, kiedy przestać, nie potrafiła nawet zrezygnować ze swoich starych przyzwyczajeń, gdy okazało się, że za 7 miesięcy na świecie pojawi się owoc ich miłości. Ta sytuacja powinna ściągnąć z oczu Niklasa bielmo, które pozwalało mu widzieć i wierzyć w to, że Nadia Iwanowna to perfekcyjna kandydatka na jego stałą partnerkę i matkę dzieci. Stało się jednak zupełnie inaczej: wiadomość o ciąży tylko umocniła łączącą ich więź, co prawda Lefler zapragnął zmienić w swojej partnerce wiele cech, ale każda jego próba kończyła się niepowodzeniem. Próbował zmusić ją do podjęcia leczenia, mówił, że powinna to zrobić dla dobra dziecka. Po wielu stanowczych odmowach, w końcu zgodziła się spróbować. Dla rozwijającej się pod jej sercem dziewczynki mogło już być za późno – przyjmowane przez kobietę narkotyki prawdopodonie trwale uszkodziły układ nerwowy płodu, ale i tak chciała rozpocząć nowe życie, a taką możliwość dałby jej tylko odwyk.  Razem z Niklasem zadecydowali, że wrócą do Szwecji; Nadia miała udać się na leczenie, mieli planować ślub i żyć, jak prawdziwa, spokojna rodzina. Plany te pokrzyżował jednak pewien nieszczęśliwy wypadek, który stał się koszmarem młodego Leflera. Ich podróż trwała już kilka długich godzin, do motelu, w którym mieli się zatrzymać, pozostało im góra 10 km. Droga była prawie pusta, więc Niklas nie bał się odrobinę za mocno przyciskać pedał gazu, ale to, co stało się po chwili nie było wcale jego winą. Jedyne, co pamięta to przeraźliwy krzyk towarzyszki, dźwięk rozpadającej się na milion kawałków szyby, miażdżonej stali i to oślepiające światło, przez które odwrócił wzrok. Pijany kierowca tira zjechał na ich pas zaledwie kilka sekund przed zderzeniem, oszołomiony Niklas nie zdążył nawet zareagować, wjechał prosto pod koła ogromnej, rozpędzonej maszyny. W tej jednej minucie stracił wszystko; kobietę życia, dziecko oraz marzenia o powrocie do sportu. Jedyne,co pozostało mu po długiej rekonwalescencji w szpitalu to powrót do Sztokholmu gdzie zorganizował pogrzeb Nadii Iwanownej, jednak od najbliższej rodziny nie otrzymał krzty współczucia, no chyba, że można do niej zaliczyć stwierdzenie: „Syn marnotrawny zrujnował swoje życie i karierę przez rosyjską dziwkę i ćpunkę”.

"To był straszny dzień; kłótnia z szefem, grypa żołądkowa, korek. To właśnie opisujemy jako straszne, kiedy nic strasznego się nie dzieje. O te właśnie rzeczy błagamy - leczenie kanałowe, wezwanie do urzędu podatkowego, kawa rozlana na ubraniu-  kiedy dzieją się naprawdę straszne rzeczy. Zaczynamy błagać Boga, w którego nie wierzymy, by przywrócił nam małe dramaty a zabrał te. To całkiem ciekawe, prawda? Powódź w kuchni, trujący dąb, kłótnia, po której cały drżysz z wściekłości? Czy pomogłoby gdybyśmy wiedzieli, co jeszcze nadchodzi? Czy wiedzielibyśmy, że to były najlepsze chwile naszego życia?"

DODATKOWO:


  • Czym wyróżnia się w tłumie przechodniów? Przede wszystkim wzrostem, bowiem Niklas mierzy sobie aż 198 cm. Mogłoby się wydawać, że wygląda, jak wielkolud o zaburzonych proporcjach, ale idealnie wyrzeźbiona sylwetka całkowicie neutralizuje ten efekt.
  • Jest szczęśliwym posiadaczem naturalnie jasnych blond włosów i niebieskich tęczówek. Wystarczy tylko jedno wymowne spojrzenie by kobietom miękły kolana. Po śmierci narzeczonej regularnie to wykorzystuje, jednak rzadko, kiedy wiąże się z kimś na dłużej.
  • Cechuje go, zrozumiałe po podobnych przeżyciach, rozchwianie emocjonalne; potrafi śmiać się do rozpuku, a po chwili wpadać w szał i furie, rzucając przy tym, tym co tylko znajdzie się w zasięgu jego dłoni i klnąc jak szewc. Bardzo ciężko zyskać jego zaufanie, ale wystarczy jedno nieodpowiednie słowo by zniszczyć relacje, którą budowało się z nim przez lata.
  • Ludzie często pytają go, dlaczego nie wrócił do pływania. Często unika odpowiedzi, ale nielicznym udało się poznać prawdę. Na skutek wypadku z marca 2011 roku, w którym to zginęła jego ciężarna dziewczyna doznał silnego urazu kręgosłupa i to całkowicie skreśliło jego sportową karierę. Sam widzi w tym jakiś znak; pijany kierowca odebrał mu kobietę życia, dziecko, marzenia - widoczne niedane mu było bycie szczęśliwym.
  • W jaki sposób stał się właścicielem kawiarni "Svenskt Eftermiddagen"? Została ona otworzona przez jego babkę. Gdy zdiagnozowano u niej raka w listopadzie 2011 roku, postanowiła przepisać biznes na swojego wnuka. Kawiarnia pomogła Niklasowi otrząsnąć się z traumy spowodowanej wypadkiem i śmiercią ukochanej. Troszczy się o to miejsce, jak nikt inny; w żartach mawia, że jest ono jego adoptowanym dzieckiem. 
  • Jest zwolennikiem zdrowego trybu życia; biega codziennie rano, regularnie spożywa wszystkie posiłki o obniżonej zawartości tłuszczu, bogate w białko i proteiny. Oznacza to, że jego nawyki żywieniowe nie zmieniły się aż tak bardzo, gdy przestał trenować. Jedynym ustępstwem na które sobie pozwala jest alkohol; po niego sięga stosunkowo często, oczywiście w rozsądnych ilościach. Bez żadnego umiaru sięga jednak po kofeinę, możnaby go nazwać prawdziwym kawoszem.
  • Mieszka w sporych rozmiarów lofcie w centrum Sztokholmu. Całe dwieście metrów kwadratowych zamieszkiwane jest przez niego i Skarpetkę - psa, którego przygarnął trzy miesiące temu.

[Podziwiam wszystkich, którzy przebrnęli przez tę kartę. Wyszła trochę, hmm, rozbudowana, ale mam nadzieję, że wystarczająco przybliżałam wam losy Niklasa i nie zraziłam do niego za bardzo. Niektóre fragmenty jego historii widnieją już na innym blogu grupowym, ale tę kartę starałam się bardziej dopracować, przez co wyszła aż tak długa :) Jestem otwarta na wszystkie wątki i powiązania, zwłaszcza te najbardziej pokręcone i skomplikowane.  
Chciałam jeszcze dodać, że cytaty, których użyłam pochodzą z serialu Chirurdzy a na zdjęciach widnieje cudowny Alexander Skarsgard. ]

15 komentarzy:

  1. [Ja do karty nie mam większych zastrzeżeń i przebrnęłam przez nią nadzwyczaj szybko. Bardzo chętnie poprowadzę wątek z Twoją postacią, aczkolwiek nie posiadam zbyt wielu pomysłów na ewentualne powiązania. Może ty potrafisz coś wykombinować? c:]

    Linnéa Ternheim

    OdpowiedzUsuń
  2. [Hej. Może wątek? Podrzuć jakiś pomysł, to zacznę chyba, że wolisz na odwrót :)]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Hej hej witam nowego autora serdecznie i oczywiście o wątek przyszłam się spytać czy jest na takowy chęć a jeśli tak to może jakiś pomysł a ja mogę zacząć chyba że wolisz ty]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Witaj :)
    Po pierwsze chce powiedzieć, że bardzo interesująca, poruszając i dopracowana postać - aż miło się czytało kartę postaci! Na prawdę.
    Mam nadzieję, że mogę liczyć na wątek, który z chęcią zaczne, jednak mam pytanko: czy masz może jakiś pomysł czy mogę kierować się swoją kreatywnością?]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Mnie odpowiada, jednak zastanawiam się skąd mogliby się znać. Może jakoś zwiążemy to ze sportem, coś w stylu, że spotykali się na różnych turniejach, mimo, że trenowali inne dyscypliny, hm? Chyba, że masz jeszcze inny pomysł ;)]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Zacznę w takim razie. Jak coś Ci się nie spodoba, to mów :)]

    Pewnie niektórzy znają doskonale to uczucie, zagubienia w tłumie i samotności, mimo tylu ludzi wokół. Tak właśnie czuła się Valerie prawie każdego dnia. Jakby była nieistotną plamką w całej tej grupie kolorów i głosów, które doskonale się znają. Tylko ona zawsze stała na uboczu, ciesząc się swoją samotnością, z której czasem chciała się wyrwać, niczym uwięziony ptak z klatki. Idąc, tak przed siebie, sztokholmskimi ulicami, nawet nie zauważyła, kiedy zaczęło kropić. Dopiero, gdy ludzie wyjęli różnorodne parasolki, ocknęła się z dziwnego nastroju, który ją opanował i weszła do jednej z restauracji, znajdującej się najbliżej niej.
    Wchodząc do środka, starała się za bardzo nie rzucać w oczy, co jej się doskonale udało, jak zwykle zresztą. W pewnym momencie ze zdziwieniem ujrzała przy jednym ze stolików znajomą postać. Niepewnie podeszła do mężczyzny i uśmiechnęła się leciutko, co było dosyć rzadkim zjawiskiem.
    -Hej, mogę się przysiąść? -wskazała na wolne miejsce obok niego, patrząc wyczekująco w oczy Niklasa.

    OdpowiedzUsuń
  7. [Bardzo Ci dziękuję :) moje EGO zostało mile połechtane i mam nadzieje, że sprostam wyzwaniu, którym jest rozpoczęcie wątku.]

    Jeden z ciepłych, sierpniowych wieczorów przywitał mieszkańców miasta niespodziewaną mżawką, jakby ktoś stukał w szare, opustoszałe alejki drobnymi paluszkami: kap kap, kap kap... - gdzieś w oddali ujadał samotny pies, a przypadkowy przechodzień rozmawiał z własnym cieniem, mknąc w stronę przytulnego mieszkania.
    Po raz pierwszy Sztokholm wydawał się być opuszczony, całkowicie pusty, pozbawiony jakiejkolwiek żywej istoty. Jednak jakże złudny może być ludzki wzrok, który oszukany niespodziewanym zjawiskiem nie dostrzega kruchej, młodej kobiety ostrożnie stąpającej po mokrych drabinkach - tuż nad pokaźnym bajorkiem. Swoje wątłe ramiona rozkłada, niczym do lotu, a w rozpuszczonych, czekoladowych kosmykach migoczą zagubione kropelki wody. Czyżby na kogoś czekała? A może znalazła sie tutaj całkowicie przypadkowo, poszukując chwili samotności, aby móc odnaleźć zagubione natchnienie?
    Z jej rozchylonych ust wypływa jakaś cicha melodia, układająca się w spokojną, kojącą kołysankę, która jako jedyna utkwiła w pamięci kilkuletniej dziewczynki powoli tracącej słuch. Nagle nasza kruszyna zamiera w połowie kolejnego kroku i powoli podnosi głowę, zaś jej obsydianowe tęczówki spoczywają w przestrzeni - jakby coś ją przeraziło...może to, iż poczuła na swoich plecach spojrzenie, a na jej ciele pojawił się chłodny dreszcz?

    OdpowiedzUsuń
  8. [Wybacz mi że zacznę tak banalnie]

    Emma jak zawsze postanowiła pobiegać.
    Wstała więc, bardzo wręcz nieludzko wcześnie i wykonała podstawowe czynności po czym ubrała się, w szare spodnie od dresu i krótką bluzkę odsłaniającą brzuch, po czym zarzuciła sobie bluzę na biodrach.
    Wyszła z domu i związała włosy w kitkę, po czym spokojnie przemierzała ulice, aż do parku tam troszeczkę w swym biegu przyśpieszyła.
    Nadal jeszcze ziewała.
    Myślała ,że jest sama i nagle na kogoś wpadła, oczywiście nie omieszkała się przewrócić na tyłek.
    Jęknęła i podniosła głowę do góry...

    OdpowiedzUsuń
  9. To było niewątpliwie jedno z boleśniejszych spotkań.
    Drobna dziewuszka która ma za skórą diabła boleśnie odczuła upadek.
    Spojrzała w górę swymi szarymi oczyma na postawnego i zapewne wiele od niej wyższego mężczyzny.Nie spodziewała się w ogóle kogoś o tak nieludzkiej porze w parku.
    Uśmiechnęła się łagodnie i z wdzięcznością przyjęła rękę nieznajomego mężczyzny chwytając ją swoją delikatną i wypielęgnowaną dłonią i tak właśnie wstała.
    -Ach najmocniej przepraszam...-odparła przyglądając się mężczyźnie z uwagą, lustrując go wzrokiem...

    OdpowiedzUsuń
  10. Stała teraz na przeciw niemu i musiała zadzierać głowę do góry by spojrzeć mu w oczy.Był ogromny!.
    Na jego słowa zaśmiała się.
    -Ty gwałcicielem?Nie wyglądasz! Chyba że mam się bać o siebie-dodała.
    Odwzajemniła jego uśmiech uśmiechając się również prowokacyjnie.
    -Tak proszę się o kłopoty i tak na prawdę powinnam mieć na drugie kłopot...Ale jeszcze nigdy nic złego...-nagle przypomniała sobie tamtą sytuacje kiedy wracała od siostry późnym wieczorem.
    -No dobra przydarzyło się ale raz i niby dla tego mam zrezygnować z biegania?A na gwałciciela powiem ci kolejny raz nie wyglądasz jesteś za ładny-odparła z zawadiackim uśmiechem odgarniając rude włosy z twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Valerie od początku wydawało się, że nie zasługuje na szczęście. Zapewne spowodowały to dzieciaki z rodzinnego miasteczka, jednak teraz stwierdziła, że się myliła. Odnajdywała szczęście w sporcie oraz w niektórych, bliskich osobach, bowiem takie też posiadała. Wszystko, to uzyskała dzięki zmianie środowiska. Kto wie, może gdyby wcześniej wiedziała, jak będzie w Sztokholmie, to zdecydowałaby się na przeprowadzkę parę lat wcześniej? Nie opłacało się, jednak gdybać, ponieważ przez, to człowiek może wpaść w depresję. Lepiej, więc patrzeć naprzód, na to, co może przynieść kolejny dzień.
    Owszem, słyszała historię Niklasa, bo niby, który sportowiec nie słyszał? Nie zamierzała, jednak o tym wspominać. Nie chciała budzić niemiłych wspomnień, gdyż wiedziała, jak to jest, kiedy ludzie zadają pytania, na które ty nie masz ochoty odpowiadać. Usiadła za to obok niego i jęknęła cicho widząc książkę.
    -Ty też? -spojrzała w oczy mężczyzny i uniosła lekko kąciki ust do góry. -Teraz wszyscy, to czytają. Dziwne, że ta książka zrobiła karierę, tak szybko -wzięła kartę dań, która leżała na stoliku. -Dobry jest ten sok pomarańczowy? -spytała wodząc wzrokiem po liście napoi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Trochę krótko w porównaniu do Ciebie. Wybaczysz? :)]

      Usuń
  12. [Alex <3 pomysł na wątek z Effy może? c:]

    OdpowiedzUsuń
  13. [ szczerze mówiąc nie bardzo mam pomysł, wyłączyłam myślenie dawno temu, ale za to chętnie zacznę. o ile ty na coś wpadniesz.]

    OdpowiedzUsuń
  14. Duże, obsydianowe oczy z narastającym lękiem oraz wrodzoną nieśmiałością muskały zielone - dziwnie obce i straszne - korony drzew; krzaki, które chyliły się ku drabinką, niczym szpony jakiegoś potwora; opustoszałe, szare alejki skąpane w migoczących kropelkach wody (panience Stjerne zdawało się, że słyszy ich znajomy, kuszący szept - jakże kruche są ludzkie wspomnienia); aż wreszcie znikające w oddali barwne szyldy sklepów. Wszystko świadczyło o tym, iż była sama, a mimo to jej wątłe ciało drżało, kiedy sparaliżowana zamarła w połowie kolejnego kroku. Czuła się osaczona, przerażona, boleśnie samotna...
    Nagle drobna, kobieca stopa natrafiła na nicość, a kruche ciało przekrzywiło się w dzikim pląsie sprawiając, że z karminowych warg wyrwał się niekontrolowany krzyk zaskoczenia. Wystarczyła chwila nieuwagi, aby Hope wylądowała w błotnistej mazi, a świat wokół niej zawirował i na chwileczkę stracił ostrość. A pierwsze co nasza kruszyna ujrzała było czyste, noce niebo oraz wesoło migoczące gwiazdy; zaś w ustach poczuła gorzki smak strachu, a w okolicach prawej skroni tępy ból. Była otępiała, obolała, przemoknięta, a jej twarz, w której błyszczały ciemne oczy została pokryta błotem.

    [Nawet nie wiem jak Ci dziękować za tak miłe słowa - bardzo rzadko można przeczytać na Blogach taką opinię. Dziękuję :)
    I nie bądź taka skromna wobec siebie!]

    OdpowiedzUsuń