Arianna ' Aria' McCaine.
23 lata. Urodzona w Chicago.
Studentka informatyki. Wieczorami kelnerka w jednym z obskurnych Sztokholmskich barów.
Heteroseksualna. Wolna.
23 lata. Urodzona w Chicago.
Studentka informatyki. Wieczorami kelnerka w jednym z obskurnych Sztokholmskich barów.
Heteroseksualna. Wolna.
Uśmiechnij się. Ludzie na Ciebie patrzą, niech myślą, że jesteś
normalna, że nie różnisz się od nich niczym specjalnym. Kochanie co z
tego, że rzeczywistość jest zupełnie inna? Ci głupcy nie zauważą, są
ślepi, widzą tylko to co chcą, ograniczają się. Nie jesteś taka jak oni.
No już księżniczko, na co czekasz?
Nazywasz się Aria McCaine. Urodziłaś się w Chicago, pewnego jesiennego popołudnia. Dokładnie? 10 października, niebo płakało nad szpitalem jeśli chcesz wiedzieć. Jakby już wtedy chciało ostudzić twój ognisty temperament. Masz 23 lata i jakoś starasz się wiązać koniec z końcem. Bo od rodziców niczego nie weźmiesz, jesteś zbyt dumna. Zupełnie jak ten mężczyzna z twojego komiksu, który w dzieciństwie powstał pod twoją ręką. Masz go gdzieś jeszcze? Ale wróćmy do tematu. Byłaś kochana, długo wyczekiwane dzieciątko, wciąż nazywają Cię cudem, bo trudno uwierzyć, że 43 letnia kobieta po latach prób od tak zaszła w ciążę. Anthony i Elizabeth, bo tak możesz ich nazywać, cieszyli się jak głupi gdy wydałaś pierwszy okrzyk, po zaczerpnięciu zaledwie jednego haustu powietrza. Byłaś jakby to rzec....Niezwykła. Ruchliwe dziecko, rozwijające się niezwykle szybko. Jako 9 miesięczny maluch już chodziłaś, mając roczek zaczynałaś wymawiać pierwsze słowa, pisałaś już w wieku 3 lat a mając 4 potrafiłaś grać już którąś tam symfonię Beethovena. Skakałaś po drzewach, zdzierałaś kolana ubrana w przesadnie dziewczęce sukieneczki. Pyskowałaś mamusi, plułaś jej pod nogi a ta jedynie wzdychała i odprowadzała Cię wzrokiem. Nigdy nie próbowała Cię ujarzmić, sama z biegiem czasu to zrobiłaś. Do 14 roku twoje życie nie wyróżniało się niczym specjalnym. Szczęśliwa dziewczynka z pełnej rodziny, rozpieszczona egoistka, zwykła nastolatka, taka jak dziewięćdziesiąt procent amerykańskich księżniczek. A potem wszystko zaczęło się zmieniać. Coraz częstsze kłótnie rodziców, krzyki, wrzaski budzące Cię w nocy i miliony niewypowiedzianych przez Ciebie pytań. Pół roku później sprawa sądowa, aż wreszcie spakowane walizki i bilet do Sztokholmu. Kilkanaście godzin lotu i oto jesteś, z zamiarem siania spustoszenia. Nowa szkoła, nowi znajomi, nowe życie, nowa ty skrzywdzona przez ludzi, których najbardziej kochałaś, buntująca się przeciwko nim jak tylko się da. A to wszystko w przeciągu sześciu miesięcy.
Jaka jesteś? Zabawne, że pytasz. Cholerna z Ciebie egoistka moja panno. Nosek zadzierasz do góry, kroczysz dumnie po trupach, które zostawiasz za Uciekasz w najmniej odpowiednim momencie. Uczciwa, to fakt, poczciwa z Ciebie dziewczynka. Aż trudno w to wszystko uwierzyć patrząc na Ciebie. Miła potrafisz być, owszem. Częściej jednak ironia w twych ustach gości. Złośliwa być potrafisz, w ten sposób się bronisz. Pierwsza sięgasz po broń, pierwsza zaczynasz kłótnie. Słowa "przepraszam" nie posiadasz w swym słowniku. Błąd rodziców, nie wychowali Cię tak jak trzeba, w przedszkolu też niczego się nie nauczyłaś. Uparta, nie ma chyba takiej drugiej osoby. Jak coś postanowisz to nikt nie zmusi Cię do zmienienia decyzji. Trudno Cię zranić, ukrywasz się za grubym pancerzem, dopuszczasz do siebie ludzi, choć jednocześnie trzymasz ich na dystans. Dobra z Ciebie "ciocia dobra rada", mało kto jednak o tym wie. Lubisz rolę darmowego psychologa, niewielu jednak ludzi słucha twoich rad. Bywają one bowiem wyjątkowo złośliwe, może nawet brutalne. Myślisz, że najokrutniejsza prawda jest lepsza od kłamstwa, którym się brzydzisz. Do bólu szczera, możesz tym odstraszać. Dobra jednak z Ciebie dziewczyna, nie lubisz ranić, a obok płaczącej osóbki czy bezdomnego zwierzątka nie przejdziesz obojętnie. Dlaczego więc udajesz często kogoś kim nie jesteś? Prawda, wtedy trudniej jest Cię zranić. Rozumiem. Sprytna z Ciebie bestia. Dla przyjaciół skarb, dla wrogów prawdziwe utrapienie. O dziwo potrafisz zjednać sobie ludzi, a wśród tych, których kochasz przeistaczasz się w prawdziwą siebie, a wtedy jesteś jak promyk słońca, radosna, wiecznie uśmiechnięta, współczująca. Warto Cię poznać, poświęcić trochę czasu na odszyfrowanie tej maski, którą zakładasz każdego dnia. Zdarza Ci się sprawiać wrażenie osoby, którą trzeba się zaopiekować. Nie wiadomo dlaczego dostrzegają to głównie mężczyźni. Zresztą nie dziw się, jesteś przez nich otoczona, jako jedna z dwóch kobiet na wydziale informatyki, w dodatku jedyna atrakcyjna.
Za dnia pięknością, w nocy zaś szkaradą. Śmiejesz się z tego. Mówisz, że przypominasz Shreka, twierdzisz, że podobnie jak on masz warstwy, chociażby makijaż. Masz jasną, porcelanową karnację, rude włosy, pełne usta, które chce się nieustannie całować. Patrząc na nie zastanawiasz się czy są tak miękkie na jakie wyglądają. Twe lazurowe oczy okala wachlarz gęstych, czarnych jak smoła i długich rzęs. Można Ci ich zazdrościć, nie musisz nawet używać maskary. Jesteś dość wysoka, mierzysz sto siedemdziesiąt trzy centymetry w płaskich butach, często jednak nosisz szpilki. Jesteś chuda, naprawdę chuda ale Ci to nie przeszkadza. Lubisz swoje ciało choć jak twierdzisz mogłabyś mieć większe piersi, czy prostsze nogi, które wydają Ci się krzywe. Sama nie wiesz co mówisz. Masz kilka firmowych uśmiechów. Zazwyczaj jednak używasz tego figlarnego, przyciąga spojrzenia. W swej szafie posiadasz głównie sukienki, niewątpliwie jesteś kobieca. Znajdzie się jednak kilka par czarnych rurek, ramoneska, cięższe wojskowe buty i jakieś podkoszulki, w których twe drobne ciało niemal tonie. Lubisz je jednak, wyznajesz zasadę jeśli Ci się nie podoba to nie patrz.
Chcesz wiedzieć więcej? Dobrze.
Masz w torebce malutką maskotkę, swoją ulubioną. Nigdy się z nią nie rozstajesz. Grywasz na gitarze choć jak sama mówisz tego brzdąkania grą nie można nazwać. Znasz biegle rosyjski, hiszpański, szwedzki i oczywiście angielski. Uprawiałaś niegdyś gimnastykę akrobatyczną, ze śmiechem przyznajesz, że może się to przydać w łóżku. Nie szukasz partnera, z uśmiechem mówisz, że to on powinien Cię znaleźć. Zawsze się spóźniasz, leń z Ciebie okropny. Jak Kubuś Puchatek zawsze masz ochotę na małe co nieco. Wciąż oglądasz kreskówki, zbierasz komiksy ze Spiderman`em, trzymasz je pod łóżkiem w swoim niewielkim mieszkanku. Czasami nocą wymykasz się z łóżka i idziesz do ogrodu. Obserwujesz gwiazdy, czekasz na tę spadającą a gdy taka się trafi mocno zaciskasz kciuki wypowiadając życzenie. Dość naiwne. Nie rozstajesz się ze słuchawkami. Lubisz dobrego, starego rock`a. Masz rudego kota imieniem Napoleon
od autorsko.
Karta pojawiła się już na innych blogach, które niestety nie funkcjonują najlepiej. Aria i ja nie gryziemy więc na wątki i powiązania wielkie tak. Twarzy użyczyła Deborah Ann Woll
Nazywasz się Aria McCaine. Urodziłaś się w Chicago, pewnego jesiennego popołudnia. Dokładnie? 10 października, niebo płakało nad szpitalem jeśli chcesz wiedzieć. Jakby już wtedy chciało ostudzić twój ognisty temperament. Masz 23 lata i jakoś starasz się wiązać koniec z końcem. Bo od rodziców niczego nie weźmiesz, jesteś zbyt dumna. Zupełnie jak ten mężczyzna z twojego komiksu, który w dzieciństwie powstał pod twoją ręką. Masz go gdzieś jeszcze? Ale wróćmy do tematu. Byłaś kochana, długo wyczekiwane dzieciątko, wciąż nazywają Cię cudem, bo trudno uwierzyć, że 43 letnia kobieta po latach prób od tak zaszła w ciążę. Anthony i Elizabeth, bo tak możesz ich nazywać, cieszyli się jak głupi gdy wydałaś pierwszy okrzyk, po zaczerpnięciu zaledwie jednego haustu powietrza. Byłaś jakby to rzec....Niezwykła. Ruchliwe dziecko, rozwijające się niezwykle szybko. Jako 9 miesięczny maluch już chodziłaś, mając roczek zaczynałaś wymawiać pierwsze słowa, pisałaś już w wieku 3 lat a mając 4 potrafiłaś grać już którąś tam symfonię Beethovena. Skakałaś po drzewach, zdzierałaś kolana ubrana w przesadnie dziewczęce sukieneczki. Pyskowałaś mamusi, plułaś jej pod nogi a ta jedynie wzdychała i odprowadzała Cię wzrokiem. Nigdy nie próbowała Cię ujarzmić, sama z biegiem czasu to zrobiłaś. Do 14 roku twoje życie nie wyróżniało się niczym specjalnym. Szczęśliwa dziewczynka z pełnej rodziny, rozpieszczona egoistka, zwykła nastolatka, taka jak dziewięćdziesiąt procent amerykańskich księżniczek. A potem wszystko zaczęło się zmieniać. Coraz częstsze kłótnie rodziców, krzyki, wrzaski budzące Cię w nocy i miliony niewypowiedzianych przez Ciebie pytań. Pół roku później sprawa sądowa, aż wreszcie spakowane walizki i bilet do Sztokholmu. Kilkanaście godzin lotu i oto jesteś, z zamiarem siania spustoszenia. Nowa szkoła, nowi znajomi, nowe życie, nowa ty skrzywdzona przez ludzi, których najbardziej kochałaś, buntująca się przeciwko nim jak tylko się da. A to wszystko w przeciągu sześciu miesięcy.
Jaka jesteś? Zabawne, że pytasz. Cholerna z Ciebie egoistka moja panno. Nosek zadzierasz do góry, kroczysz dumnie po trupach, które zostawiasz za Uciekasz w najmniej odpowiednim momencie. Uczciwa, to fakt, poczciwa z Ciebie dziewczynka. Aż trudno w to wszystko uwierzyć patrząc na Ciebie. Miła potrafisz być, owszem. Częściej jednak ironia w twych ustach gości. Złośliwa być potrafisz, w ten sposób się bronisz. Pierwsza sięgasz po broń, pierwsza zaczynasz kłótnie. Słowa "przepraszam" nie posiadasz w swym słowniku. Błąd rodziców, nie wychowali Cię tak jak trzeba, w przedszkolu też niczego się nie nauczyłaś. Uparta, nie ma chyba takiej drugiej osoby. Jak coś postanowisz to nikt nie zmusi Cię do zmienienia decyzji. Trudno Cię zranić, ukrywasz się za grubym pancerzem, dopuszczasz do siebie ludzi, choć jednocześnie trzymasz ich na dystans. Dobra z Ciebie "ciocia dobra rada", mało kto jednak o tym wie. Lubisz rolę darmowego psychologa, niewielu jednak ludzi słucha twoich rad. Bywają one bowiem wyjątkowo złośliwe, może nawet brutalne. Myślisz, że najokrutniejsza prawda jest lepsza od kłamstwa, którym się brzydzisz. Do bólu szczera, możesz tym odstraszać. Dobra jednak z Ciebie dziewczyna, nie lubisz ranić, a obok płaczącej osóbki czy bezdomnego zwierzątka nie przejdziesz obojętnie. Dlaczego więc udajesz często kogoś kim nie jesteś? Prawda, wtedy trudniej jest Cię zranić. Rozumiem. Sprytna z Ciebie bestia. Dla przyjaciół skarb, dla wrogów prawdziwe utrapienie. O dziwo potrafisz zjednać sobie ludzi, a wśród tych, których kochasz przeistaczasz się w prawdziwą siebie, a wtedy jesteś jak promyk słońca, radosna, wiecznie uśmiechnięta, współczująca. Warto Cię poznać, poświęcić trochę czasu na odszyfrowanie tej maski, którą zakładasz każdego dnia. Zdarza Ci się sprawiać wrażenie osoby, którą trzeba się zaopiekować. Nie wiadomo dlaczego dostrzegają to głównie mężczyźni. Zresztą nie dziw się, jesteś przez nich otoczona, jako jedna z dwóch kobiet na wydziale informatyki, w dodatku jedyna atrakcyjna.
Za dnia pięknością, w nocy zaś szkaradą. Śmiejesz się z tego. Mówisz, że przypominasz Shreka, twierdzisz, że podobnie jak on masz warstwy, chociażby makijaż. Masz jasną, porcelanową karnację, rude włosy, pełne usta, które chce się nieustannie całować. Patrząc na nie zastanawiasz się czy są tak miękkie na jakie wyglądają. Twe lazurowe oczy okala wachlarz gęstych, czarnych jak smoła i długich rzęs. Można Ci ich zazdrościć, nie musisz nawet używać maskary. Jesteś dość wysoka, mierzysz sto siedemdziesiąt trzy centymetry w płaskich butach, często jednak nosisz szpilki. Jesteś chuda, naprawdę chuda ale Ci to nie przeszkadza. Lubisz swoje ciało choć jak twierdzisz mogłabyś mieć większe piersi, czy prostsze nogi, które wydają Ci się krzywe. Sama nie wiesz co mówisz. Masz kilka firmowych uśmiechów. Zazwyczaj jednak używasz tego figlarnego, przyciąga spojrzenia. W swej szafie posiadasz głównie sukienki, niewątpliwie jesteś kobieca. Znajdzie się jednak kilka par czarnych rurek, ramoneska, cięższe wojskowe buty i jakieś podkoszulki, w których twe drobne ciało niemal tonie. Lubisz je jednak, wyznajesz zasadę jeśli Ci się nie podoba to nie patrz.
Chcesz wiedzieć więcej? Dobrze.
Masz w torebce malutką maskotkę, swoją ulubioną. Nigdy się z nią nie rozstajesz. Grywasz na gitarze choć jak sama mówisz tego brzdąkania grą nie można nazwać. Znasz biegle rosyjski, hiszpański, szwedzki i oczywiście angielski. Uprawiałaś niegdyś gimnastykę akrobatyczną, ze śmiechem przyznajesz, że może się to przydać w łóżku. Nie szukasz partnera, z uśmiechem mówisz, że to on powinien Cię znaleźć. Zawsze się spóźniasz, leń z Ciebie okropny. Jak Kubuś Puchatek zawsze masz ochotę na małe co nieco. Wciąż oglądasz kreskówki, zbierasz komiksy ze Spiderman`em, trzymasz je pod łóżkiem w swoim niewielkim mieszkanku. Czasami nocą wymykasz się z łóżka i idziesz do ogrodu. Obserwujesz gwiazdy, czekasz na tę spadającą a gdy taka się trafi mocno zaciskasz kciuki wypowiadając życzenie. Dość naiwne. Nie rozstajesz się ze słuchawkami. Lubisz dobrego, starego rock`a. Masz rudego kota imieniem Napoleon
Oni/ Uchwycone/ Piórem pisane.
_____________________________od autorsko.
Karta pojawiła się już na innych blogach, które niestety nie funkcjonują najlepiej. Aria i ja nie gryziemy więc na wątki i powiązania wielkie tak. Twarzy użyczyła Deborah Ann Woll
[Jakiś pomysł na wątek ? :3]
OdpowiedzUsuń[Witam (: Masz może jakiś pomysł na wątek i powiązanie?]
OdpowiedzUsuń[Może wątek? ;)]
OdpowiedzUsuń[Ha, a ja Cię znam z Unusual College i z paris-live (tutaj miałam zacząć wątek, no ale cóż, tego nie zrobiłam. Zła jestem) :> Jakiś pomysł na wątek, czy coś, bo u mnie kiepsko z weną ^.^]
OdpowiedzUsuńSeth Bale
[Jess <3 Ja chcę się z nią przyjaźnić ;D]
OdpowiedzUsuń[Okej, postaram się coś wyskrobać.:)]
OdpowiedzUsuńPo raz pierwszy od kilkunastu tygodni miałem chwilę czasu dla siebie, w moim ukochanym mieście - Sztokholmie. Ze względu na to, iż nie chciałem marnować ani chwili czasu, postanowiłem wyjść na miasto. Nie wiem dlaczego, ale od dawna ciągnęło mnie do starego budynku, gdzie jeszcze przed kilkoma laty znajdował się całkiem przytulna knajpa. Było tak i teraz. Zasiadłem miejsce przy barku i zamówiłem zwykłe piwo. Popijając zimny napój, przyglądałem się pijanym facetom, którzy niezbyt właściwie traktowali młodą kelnerkę.
Widząc niezbyt właściwe postępowanie jednego z pijanych klientów, ruszyłem swój zad ze stołka i podszedłem do nich z obojętnością, która malowała się na mej twarzy.
OdpowiedzUsuń— A może by tak pan gentelman zostawił w spokoju ów panienkę ? Nie widzi pan, że ona sobie tego nie życzy ? — odrzekłem, wyciągając kobietę z ramion spitego kolesia. — Mamusia nie nauczyła, co to kultura ? — dodałem, unosząc jedną brew ku górze. Odwróciłem się na pięcie, zajmując z powrotem swoje miejsce. Za sobą usłyszałem jedynie słowa typu "rycerz się znalazł, pieprzony ch*j".
[Znam ten stan, który opisywałaś ;) Jeśli podasz pomysł na konkretny wątek - bo z tym u mnie kiepsko, to zacznę]
OdpowiedzUsuń[Jutro postaram się zacząć. Dzisiaj nie jest moim dniem i ciężko mi się myśli ;)]
OdpowiedzUsuń[Dobra, zacznę jakoś tam prościutko :)]
OdpowiedzUsuńDzień, jak co dzień, jednak należało zwrócić uwagę na to, że dzisiaj był wtorek. A wtorek był dniem, który wiązał się u Lerie z jedną, konkretną rzeczą, której nienawidziła; z zakupami. Przeważnie tego dnia tygodnia jej lodówka zaczynała świecić pustkami i ona sama musiała się pofatygować do sklepu by uzupełnić zapasy.
Wychodząc z domu, starała się nie zwrócić uwagi kota, który znając życie zechciałby iść na dwór. O tej porze, jednak sąsiadka Valerie wyprowadzała psa i spotkanie obu czworonogów nie skończyłoby się zbyt dobrze. Panna Johansson wymknęła się jakoś z kamienicy i ruszyła na zakupy. W supermarkecie wkładała do koszyka, co wpadło jej do ręki, chociaż oczywiście wcześniej zerkała na opakowanie, sprawdzając, czy to lubi. W pewnym momencie ujrzała przed sobą znajomą postać. Wolno podeszła do niej z dosyć niepewną miną.
-Aria? -spytała zdziwiona, zwracając na siebie uwagę.
[Lipaaa.]
[Bezproblemowe ze mnie stworzenie, więc fakt, że kiedyś tam mogli być razem mi odpowiada, toteż zaczynam tego wącisza.]
OdpowiedzUsuńMuzyka, która roznosiła się po okolicy przez krótką chwilę, była najzwyklejszym dzwonkiem jego telefonu. Wygrzebał poszukiwane ustrojstwo z kieszenie swoich spodni, a później naciskając na guzik z widniejącą na nim zieloną słuchawką rzucił krótkie słucham i powolnym krokiem ruszył w obranym wcześniej kierunku, całą swoją uwagę skupiając na przekazywanej mu przez rozmówcę treści. Przeklął pod nosem, wolną ręką przeczesując swoje nieco dłuższe włosy. Właśnie nosił się z zamiarem naciśnięcia czerwonej słuchawki i schowania telefonu z powrotem do kieszeni, jednak takowy scenariusz nie był mu dany. Poczuł, jak ktoś przypadkowo trąca go ramieniem, a trzymany niedbale w ręce telefon lądują na chodniku, powodując, że jego bateria i obudowa znajdowały się w dwóch różnych miejscach. - Cholera - mruknął pod nosem, schylając się po czarny sprzęt i starając się doprowadzić go do wcześniejszego stanu. Najwidoczniej dzień dzisiejszy nie był jednym z najlepszych, jednak pokładał nadzieję, że przynajmniej uda mu się go przeżyć. Odwrócił się w kierunku sprawcy całego zajścia, po czym na widok stojącej przed nim osoby uniósł delikatnie brwi ku górze. - Aria? - rzucił i dodał. - Dawno się nie widzieliśmy.
[Tak, tak, za to coś u góry przepraszam, jednak nie miałam pomysłu w jaki sposób mogłabym zacząć i wyszło takie... nic, o.]
Seth Bale